piątek, 30 sierpnia 2024

jakby ktoś się kiedyś zastanawiał

 nad prezentem odpowiednim dla dziewicy konsekrowanej, to można rozważyć na przykład taki:


I to wcale nie żarty. Jak się jest babą powołaną do życia konsekrowanego bez wspólnoty zakonnej, to najprawdopodobniej w pakiecie ma się jakieś tam drobne zdolności techniczno-mechaniczne. Więc warto uzupełnić pakiet o malutki komplet przydatnych narzędzi.

Poza tym upały się nie poddają, a ja się już dawno poddałam. Wczoraj przeżyłam (ledwie) tryumfalny powrót do pracy. W końcu kiedy wracać do pracy jak nie w dniu męczeństwa św. Jana Chrzciciela. :P Już zaczynam układać plan lekcji. 

Mama - może z powodu gorąca - rozpłakana i narzekająca. Dziś pierwszy raz wyszłyśmy na dwór na spacer. Męcząca jest strasznie, no ale jak ona nie może już tak samo jak ja nie mogę, to się nie dziwię. Sama mam ochotę usiąść na środku podłogi i zacząć głośno wyrzekać na cały świat i okolice, i wyliczać, co mnie boli. Gdybyż tylko znaleźć jakiegoś jelenia, który by się tym a. zainteresował i b. przejął... :P No, od niemowlęctwa wiem, że nie warto płakać, jeśli nikt nie słucha. :P 

Dopełzłam do ogrodu, aby go podlać. Z istot żywych heterotroficznych byłam tylko ja i szerszenie. Nawet szerszenie, okazuje się, potrzebują pić. 


Po ostatnie - atakowana jestem - wcale nie przez szerszenie, nie, przez reklamy wszelkiej maści sztucznej inteligencji zatrudnianej  - ponoć ku pomocy mojej - do wszelkiej maści maszyn i urządzeń. I nie mogę się oprzeć wrażeniu, że im więcej się ma inteligencji naturalnej, tym mniej potrzebuje się sztucznej. W końcu po co ci proteza, jeśli masz zęby.

1046.

środa, 28 sierpnia 2024

o ptaszkach

 dawno nie było.

















Wystawiajcie ptakom wodę. Jest gorąco. Nie tylko nam. Proszę. 


Tymczasem z mamą mam sto światów. Dziś większość popołudnia wybierała się do szpitala, na przykład. Bo ją brzuch bolał. Przestał po kroplach żołądkowych, więc do szpitala nie poszła. Obawiam się, że operacja przepukliny jej nie ominie, ale naprawdę wolałabym nie w te upały. No i po prostu marzę, żeby w przeddzień powrotu do pracy spędzić z nią noc na korytarzu SORu.

Powinien być odpowiednik urlopu wychowawczego do opieki nad rodzicami. Tyle, że nie bardzo wiadomo, ile by zajął lat. I tu niewielki zonk jest.

1044.

poniedziałek, 26 sierpnia 2024

o ogrodzie, zdjęciach i aparatach

 W końcu udało mi się poogrodować. 


Tak wiem, słoneczniki mi troszkę wybujały. :)




Kwitną wrzosy i zimowity. A oprócz mrówek najczęstsze życie zwierzęce objawia się w formie szerszeni.





które czasem biorą się za łby. Ostatnio ponoć pogryzły jakiegoś rolnika na wąwozach, miał im traktorem w gniazdo wjechać czy coś. Szerszeni wyjątkowo dużo w tym roku, strach na wąwozy iść...


Z ptaków pojawiła się muchołówka. Ślicznie pozowała do aparatu, ale akurat siedziałam na progu i odmawiałam pracowicie brewiarz. Złapała ją fotopułapka.


Od razu widać różnicę między aparatem a pułapką. Nawet po wykadrowaniu.


Zdjęcia szerszeni i ogrodu z aparatu. Aparat taki :klik: [/lokowanie produktu na prośbę Afro]

1042.

niedziela, 25 sierpnia 2024

rocznica w cieniu rocznicy

 tak sobie zażartowaliśmy :)))



ale jubilatka szybko naprawiła pewną hm niedokładność :)


Drugi tort też był. Odwrócić cyfr się nie dało, a odwrócenie do góry nogami nie przyniosło efektu...


W każdym razie uroczysty obiad się odbył i pozmywane.

Nasza 12 rocznica już. W tym wszystkim wcale nie kocham Cię mniej niż 12 lat temu i niż kiedykolwiek. I mniej niż kiedykolwiek wierzę, że Ci chociaż trochę na tym zależy. 

1041.

piątek, 23 sierpnia 2024

to se ne wrati

 









Chciałabym, Żebyś kiedyś Znalazł dla mnie dom. Z wielkim oknem na świat. I tak dalej.

Czuję się dziś jak bezdomny pies. 

1039.

środa, 21 sierpnia 2024

łóżko, które zaowocowało upadkiem

mamy tydzień temu, bo w niekontrolowany sposób podjechało jej pod nogi przy energicznym, wywołanym złością szarpnięciu - dziś rozpękło się na zawiasach ostatecznie. Pogoniłam więc do salonu meblowego i dokonałam zamówienia. Nowe ma przyjechać za tydzień. Na razie mama śpi na rozłożonej wersalce i ma zakaz usiłowania składania jej, otwierania czy przesuwania. Już wcześniej proponowałam, że kupię jej łóżko, ale nie, nie, nie. No teraz chyba nie ma wyboru.

Wczoraj odsiedziałam swoje na maturach, przez pół dnia było chłodniej, potem wróciły upały. Więc dalej zdycham. Łeb mi pęka, może gdzieś tam bardziej na zachód są burze - u nas na stepie :P susza i skwar. Śpię dalej maks 5 godzin na dobę, bo mamę w nocy trzeba przewijać, a rano wiecznie jest coś do zrobienia. I nie umiem spać w dzień, zupełnie.

Na imieniny na razie kupiłam sobie kilo kartofli, dwa pomidory i fasolkę szparagową :P. Tort mam jeszcze po niedoszłych gościach.


Starczy, zdaje się, na następnych gości, co - daj Boże - przyjadą jutro na wieczór. 

I zupełnie nie mogę sobie przypomnieć, co ważnego miałam teraz zrobić. ;P

1037.

niedziela, 18 sierpnia 2024

nie daję rady

 z mamą. Z upałami. Z syfami na mordzie. Z perspektywą powrotu do pracy. Z perspektywą kolejnych gości. Z roztapiającym się w lodówce pożal się Boże tortem. Z wtykiem amerykańskim warczącym w lampce jak młody szerszeń. 

Chciałabym, Żebyś mi chociaż trochę z tym wszystkim  Pomógł. Nie wiem, chociaż tort Mógłbyś annihilować, ktoś mógłby go ukraść, zeżreć albo co? Takie trudne? 

Przerasta mnie to życie.

1034.

piątek, 16 sierpnia 2024

kowid

 czyli ze spotkania nici, żeby nam zwierzaczka nie przywieźć. Gdyby ktoś twierdził, że kowid nie istnieje. Najbardziej mi żal ostatnich zakręconych dni i wszystkich przygotowań. I tego, że za parę tygodni śrubka rozkręci się jeszcze raz od nowa. I oby mama nie wylądowała wtedy znowu na tyłku. 

1032.

czwartek, 15 sierpnia 2024

jest ok

 mama nic sobie nie połamała, w tyłku, na szczęście, nie ma za dużo kości, chociaż mama przez pierwsze półtora dnia była przekonana, że złamała sobie staw w pośladku. Za to obtłukła się jak cacy i ma gigantyczne siniaki. Średnio raz dziennie ma napad złego samopoczucia, wtedy mierzy gorączkę i jest przekonana, że będzie umierać. Gorączka okazuje się w granicach 37, mama konstatuje ten fakt i wstaje z łóżka. :P Średnio kilka razy dziennie ma napad złości i zabijcie mnie, nie wiem czemu. Twierdzi wtedy, że ona wcale nie jest wściekła, to ja jestem wściekła i się bez końca drę. I wali o stół wszystkim, cokolwiek trzyma w ręce. Noce to kolejna historia. Wczoraj była noc niechęci do pampersów, na przykład. Przychodzę do  niej dwa razy każdej nocy, teoretycznie ją przewinąć, no  wczoraj nie dało rady... teraz czekam na północek, bo jakoś tak mam zmienić pampersa, i nie opłaca mi się kłaść. Przyjdę pewnie przed 1.00, o 5.00 kolejna zmiana. Teoretycznie. 

Myślę z pewną zgrozą o tym, co tata wyprawiał z workami stomijnymi, kiedy na chwilę zostawiałam go poza kontrolą. Wczorajszej nocy niemal to samo mama robiła z pieluchami. Tata prawdopodobnie miał guza mózgu, u mamy to chyba sklerotyczne, no ale już widzę, co będzie dalej. Teraz jestem już chyba bardziej zaprawiona w bojach i może lżej niż wtedy dam radę. Może. 

Czasem jak myślę o tej mojej historii, to wydaje mi się, że mnie nie Lubisz. To by było najprostsze wytłumaczenie. I że wniebowzięcie pozwala zaoszczędzić na kosztach i logistyce pogrzebu. :P 

I że teraz doszłam do tego etapu mojej historii, że - bez względu, co Ty na to - tak jak deklarowałam w Leśniowie: żyję tylko i wyłącznie dla Ciebie. Nie mam żadnego innego powodu, żeby żyć. 

1031.

wtorek, 13 sierpnia 2024

mama szaleje

 mi szaleją, zdaje się, jakieś resztki hormonów - i w sumie to wszystko jest nie do wytrzymania. Doceniam teraz z całą ostrością widzenia, że jak ostatnio brat wieczorem zapowiedział, że jutro rano przyjeżdża, to mama nie miała czasu szaleć i nic nie wymyśliła. Teraz mama od kilku dni szykuje się na przyjazd wnuków - i  ma jeszcze w zanadrzu kilka dni następnych. Ma to taki minus, że codziennie rano pojawia się jakiś nowy pomysł, a mnie z tego już żołądek boli. Nienawidzę zmieniać koncepcji, zwłaszcza jeśli koncepcja była ustalona, rozpisana na dni, a zakupy poczynione. Tymczasem koncepcja poleciała już przynajmniej dwukrotnie i spodziewam się najgorszego. 

Nienawidzę zmian. 


wieczorem:
No i szalała, szalała, gadała głupoty, planowała niewiadomoco, aż walnęła d* o podłogę, potłukła się i nie może wstać... Twierdzi, że złamała sobie jakiś staw w pośladku. :P Mam nadzieję, że nie uszkodziła kości udowej, dziś już nie ma sensu na pogotowie jej ciągnąć, jak nie przejdzie, jutro zamiast pitraszenia i sprzątania będę latać z mamą po lekarzach. A wnuki odwiedzą ją w łóżku, szpitalnym lub domowym. Tak, jestem na nią zła. Za to całe zupełnie niepotrzebne zamieszanie i dużo hałasu o nic. Za idiotyczne koncepcje dotyczące rodziny brata. Ostatnie przekonanie, jakie wygłosiła przed upadkiem, brzmiało że brat nagrywa rozmowy telefoniczne prowadzone z mamą i odtwarza je potem swojej żonie... Nie wiem, może rzeczywiście trzeba ją było porządnie w tą d* walnąć, żeby jej z powrotem nabić rozum do głowy?

Zapakowałam mamę w pampersa, obiecałam, że  przed północkiem przyjdę ją przewinąć, prawdopodobnie trzeba będzie też przyjść koło 3.00 i 6.00... i rzygać mi się chce na myśl o bieganiu po lekarzach, rentgenach, nie wiem czym jeszcze i nie wiem jak, skoro mama chodzić nie może. Tymczasem brat z rodziną siedzi na wakacjach w słonecznej Italii...

1029. 

poniedziałek, 12 sierpnia 2024

mina, dla odmiany, jaszczurki

 

czyli pierwsze w tym roku przyzwoite zdjęcie smoka. 

Dzień zapełniły mi zakupy - już pod kątem świętowania bliskiego jubileuszu - i ogarnianie ogrodu. 




Jeszcze z tydzień i ogród ogarnę. 

1028.