wtorek, 13 sierpnia 2024

mama szaleje

 mi szaleją, zdaje się, jakieś resztki hormonów - i w sumie to wszystko jest nie do wytrzymania. Doceniam teraz z całą ostrością widzenia, że jak ostatnio brat wieczorem zapowiedział, że jutro rano przyjeżdża, to mama nie miała czasu szaleć i nic nie wymyśliła. Teraz mama od kilku dni szykuje się na przyjazd wnuków - i  ma jeszcze w zanadrzu kilka dni następnych. Ma to taki minus, że codziennie rano pojawia się jakiś nowy pomysł, a mnie z tego już żołądek boli. Nienawidzę zmieniać koncepcji, zwłaszcza jeśli koncepcja była ustalona, rozpisana na dni, a zakupy poczynione. Tymczasem koncepcja poleciała już przynajmniej dwukrotnie i spodziewam się najgorszego. 

Nienawidzę zmian. 


wieczorem:
No i szalała, szalała, gadała głupoty, planowała niewiadomoco, aż walnęła d* o podłogę, potłukła się i nie może wstać... Twierdzi, że złamała sobie jakiś staw w pośladku. :P Mam nadzieję, że nie uszkodziła kości udowej, dziś już nie ma sensu na pogotowie jej ciągnąć, jak nie przejdzie, jutro zamiast pitraszenia i sprzątania będę latać z mamą po lekarzach. A wnuki odwiedzą ją w łóżku, szpitalnym lub domowym. Tak, jestem na nią zła. Za to całe zupełnie niepotrzebne zamieszanie i dużo hałasu o nic. Za idiotyczne koncepcje dotyczące rodziny brata. Ostatnie przekonanie, jakie wygłosiła przed upadkiem, brzmiało że brat nagrywa rozmowy telefoniczne prowadzone z mamą i odtwarza je potem swojej żonie... Nie wiem, może rzeczywiście trzeba ją było porządnie w tą d* walnąć, żeby jej z powrotem nabić rozum do głowy?

Zapakowałam mamę w pampersa, obiecałam, że  przed północkiem przyjdę ją przewinąć, prawdopodobnie trzeba będzie też przyjść koło 3.00 i 6.00... i rzygać mi się chce na myśl o bieganiu po lekarzach, rentgenach, nie wiem czym jeszcze i nie wiem jak, skoro mama chodzić nie może. Tymczasem brat z rodziną siedzi na wakacjach w słonecznej Italii...

1029. 

2 komentarze: