Jezusa Chrystusa jest jak najbardziej ok. On Mógł mieć takie Ciało, takie ubranie, taką relację z Bogiem - jak na Boga przystało. Ale ja?
Z perspektywy mojej zasyfionej mordy i grubej d* nie wierzę w żadne przemienienie mojego ciała, obawiam się. Patrzę na ludzi, którzy nie wierzą w żadne przemienienie ich ciał, sprowadzonych przez kogoś kiedyś do poziomu szmaty - i nie dziwię się im w najmniejszym stopniu. No bo jak.
Można świecić jak Się Jest Bogiem. OK, jak się jest dziewicą męczennicą, to jeszcze. Jak się miało pecha męczeństwo przeżyć :P, to się już nie zaświeci. Tak to jakoś działa. Jeśli zgwałcona zakonnica zostanie zamordowana, to jest świętą. Jeśli ma pecha, bo przeżyje i może nawet okaże się, że jest w ciąży, to wyleci z zakonu. Nieprawdaż?
A z duszą jest jeszcze gorzej. Jaki syn, jaki umiłowany, gdzie.
Po doświadczeniu Krzyża nie wystarcza już żadne doświadczenie Taboru. Potem - jeśli w ogóle coś - to tylko Zmartwychwstanie. Które nie wymazuje ran. Dlatego Pascha nie polega na uniesieniach, tylko na umieraniu i życiu mimo to.
A Tabor jest nierzeczywisty, niewiarygodny - bo (jeszcze) nieporaniony. Niewiarygodny dla człowieka jak Lenin wiecznie żywy :P. OK, Bóg może taki Być. Lenin nie. :P
edytowane wieczorem:
dziś powinny tu dochodzić pielgrzymki :P i odbywać się odpust, nie? :)))
(dla oburzonych: ŻARTOWAŁAM)
1286.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.