summer bucket list

summer bucket list

czwartek, 31 lipca 2025

jakoś nie chce padać

 póki co - i porządkowanie ogrodu z wyschniętych elementów połączyłam dziś z podlewaniem najbardziej newralgicznych grządek. A porządkowanie połączyłam z ogniskiem.




Ognisko na nóżkach od grilla, żeby było zgodnie z prawem, a co.



Tylko grilla dziś nie było. I w ogóle to kiedyś będę mieć palenisko ogniskowe w ogrodzie, takie z rusztem. 

A ogród - po podlaniu i spaleniu suchych chabazi - kwitnący.








Nawet róża przeżywa drugą młodość.






Wybór był dość oczywisty.

Jerzyki odleciały. Zaczynam czuć koniec wakacji. Proszę, proszę, prooooszęęęę - niech to będzie ostatni rok w pracy, naprawdę. Jestem gotowa dopłacać ZUSowi, byleby tylko pozwolił mi nie pracować...

1280.

wtorek, 29 lipca 2025

łabędzie

 

kurki wodne


perkozki


o tia, perkozki.






i znowu kurki wodne




i na koniec zięba.


Chyba młodziutka.

I jeszcze rojnik, który musiałam, absolutnie musiałam kupić.



Wydaje mi się, że szczytem moich dzisiejszych dokonań będzie odkamienienie mumaka. 

1278.

poniedziałek, 28 lipca 2025

łelkam bek

 tu de normal. Magda pojechała, przedzierając się przez podtopiony Śląsk. Małe, pokorne autko, jak się wydaje, dzielnie dało radę. Ogarnęłam parę zakupów, zamówiłam na piątek pierwszą partię ogórków na zimę, powalczyłam z wydumanymi problemami mamy, czując się trochę jak niejaki Don Ka w towarzystwie wiatraków - z tą różnicą, że ja wiedziałam, że to wiatraki i więcej nic. 

Bo wczoraj mamie odcięli wodę. Odcięli w bloku cały pion, bo na dole był jakiś przeciek, a przy niedzieli nikt tego nie chciał naprawiać - więc zakręcili w piwnicy jeden i drugi kurek i cały pion wody nie miał. Nanosiłam mamie kilka garnków wody do dowolnego użytku, rano hydraulik przyszedł, wodę odkręcił (podobno przecieku nie naprawił, ale to moja spółdzielnia właśnie - dach też po dziś dzień nietknięty i pewnie tak będzie, aż ten kawał blachy spadając urwie komuś łeb). I teraz dla informacji szczęśliwców nie mieszkających w blokach: przepływ wody w blokowych rurach warunkowany jest między innymi tym, że ludzie na wszystkich piętrach odkręcają czasem jakiś kurek. Jeśli ktoś ma pecha i mieszka w takim pionie, w którym jest dużo pustostanów, przepływ wody może nie być prawidłowy. I na przykład ciepła woda nie dopływa do trzeciego piętra, bo skończyła się na drugim - a to dlatego, że na piętrze czwartym i piątym nikt nie odkręcił kranu i się nie zassało.

Taka sytuacja zdarza się najczęściej po chwilowym odłączeniu wody w ogóle. Woda idzie potem w rury, ale coś nie pyknie i dopóki na piątym piętrze nie odkręcą kranu, piętra czwarte i trzecie mają zimną wodę w ciepłym kranie. I takie nieszczęście spotkało dziś mamę moją. 

Och, cóż to była za tragedia. Mama najpierw kazała mi coś zrobić. Orzekłam, że nic nie mogę w tej sytuacji i trzeba czekać. Bo sąsiad rano wyszedł do roboty, wróci wieczorem, wodę puści i już będzie ciepła i u nas. Ale w łazience są takie kurki - podpowiedziała matuś - i możesz je zakręcić.  No ale jak zakręcę - zaoponowałam - to nic ci z kranu nie będzie lecieć, ani ciepła, ani zimna. Nie uwierzyła. Pobiegła do sąsiadki zapytać, czy na pewno tak jest. Po chwili wróciła z wieścią, że na parterze mają ciepłą wodę, a zakręcenie wody w łazience raczej jej nie podgrzeje. I że ona musi zadzwonić do hydraulika.

Zadzwoniła. Hydraulik powiedział, że on tu nic nie pomoże, i żeby dzwonić do spółdzielni. Zadzwoniła i tam, ale że była godzina za dziesięć piętnasta, w spółdzielni (czynnej do wspomnianej piętnastej) nie było już żywego ducha, który by telefon odebrać mógł. I wtedy zaczęła się histeria, szukanie proszków na uspokojenie, trzęsące się ręce i takie tam. Bo mama się musi umyć, teraz, już. I potrzebuje ciepłej wody. A wody nie ma. I co teraz. Ojej. Ojej. Ojejejej.

Nie pomagało tłumaczenie, że woda sama wróci, że trzeba poczekać, że to naprawdę nie jest duży problem, że umyć się można wieczorem albo nawet i jutro :P, że gorsze zmartwienia na świecie są - nie, nie i nie, kwestia braku ciepłej wody w kranie stała się problemem ontycznym. Woda została, zdaje się, podgrzana  na kuchence, a mycie przeprowadzono w misce - ale tego akurat nie widziałam, bo wyszłam do siebie, stwierdziwszy, że mama sama prosi się o ciężką chorobę nerwową na własne życzenie. 

Ze cztery godziny później sąsiad znad sufitu z pracy wrócił, odkręcił kran, żeby umyć ręce, ciepła woda się zassała w górę rur i dotarła do piętra mamy. Mogła być dziewiętnasta. Mama po lekach na uspokojenie obija się od ściany do ściany, cud, jak się nie przewróci. I trzeba było się tak denerwować? - spytałam, pomagając ścielić łóżko. No jak - wrzasnęła mama - pewnie, że trzeba, przecież CIEPŁEJ WODY NIE BYŁO. 

Opadły mi ręce i wszystko inne. Bo gdyby była księżniczką wychowaną w pałacach, nie zdziwiłabym się. A że przez pół życia nosiła do domu  zimną wodę ze studni w wiadrze i jakoś żyje do dziś... - no ok, ona może i nie nosiła, nosili jej rodzice, potem jej mąż. A nawet jak już mieszkaliśmy w bloku, przerwy w dostawie wody nie były rzadkością, a każdego lata odłączano ciepłą wodę na minimum 2 tygodnie na potrzeby konserwacji sieci. Nie, nigdy tak nie było, ona tego nie pamięta. Nie było przez jeden dzień ciepłej wody, narody klękajcie, świecie giń. 

A narzeka się, że młodzież jest rozpuszczona, roszczeniowa i uzależniona od zdobyczy cywilizacji. 

Czyli wracamy do normalności, no.

Ale może przynajmniej skróci mi starość. :P

1277.

niedziela, 27 lipca 2025

o jednorożcach, słoneczkach i

 pożegnalnych kolacjach.

Na spacerze spotkałyśmy dziewczynkę, uroczą blondyneczkę caluśką na różowo :), archetyp dziewczynki normalnie. W ręce trzymała piórko białego pawia - niepokalane, koronkowe, najdelikatniejsze z delikatnych. Ty, zobacz, ona ma pióro jednorożca - powiedziałam. :) Że jednorożce nie mają piór? A czy ktoś widział jednorożca _bez_ piór kiedyś?
No właśnie. 

A  nasze słoneczko, bo taką ostatnią ksywę otrzymał Straszny De, dalej sieje postrach gdziekolwiek się pokaże. Szkoda. 

Co do pożegnalnych kolacji:


Zobaczcie, jak jest dobrze, gdy bracia mieszkają razem. Pewnie tak. Tymczasem jednak bracia muszą wracać, każdy do swoich spraw i zadań, czasem bardzo daleko. Może kiedyś naprawdę siądziemy wszyscy razem pod białym murem jakiegoś Miasta i wtedy śmiać się będziemy z dawnych smutków - kiedyś Tam. 
A może nie.

1276.

sobota, 26 lipca 2025

grill numer dwa

 

obok bobrzego żeremia



w niecnym towarzystwie 





ważek, bocianów kroczących za traktorami i takich tam.



1275.

piątek, 25 lipca 2025

na manowce

 jak przystało na owce, proszę:





A manowce, i owszem, cudne.




Tylko żal, że jaskółki już chcą odlatywać.


1274.