1. wróciło Słowo o owcach, których nikt nie wyrwie z ręki Pasterza. Amen.
2. zastanawiam się, jak to jest z tym znaniem Jego głosu. Bo skoro wierzymy każdemu, kto pi*** głupoty w Jego Imię, to znaczy, że nie znamy Jego głosu.
wieczorem:
Zupełnie przypadkowa realizacja zadania, bo na spacerze złapał mnie deszcz.
I niech mi ktoś powie, że gągolica nie wygląda jak dinozaur.
W sumie ptaki to takie gady, no. :P
Więcej ciekawostek :P zaraz na ważce.
1200.
Punkt 2 uważam za słuszną diagnozę.
OdpowiedzUsuńMyślałam wczoraj o tym przez całe kazanie. :P Problem ma kilka wymiarów... generalnie chodzi o to, że słuchamy różnych rzeczy i przyjmujemy je jako Prawdę Objawioną, nawet jeśli to bzdury. Na przykład rewelacje głoszone na kazaniach, realowych i internetowych, zakrawające na jawne herezje czasami. Często gęsto głosiciele tych kazań po paru latach lądują w hm sytuacjach życiowych zgoła niekatolickich, ale to szczegół. Ale nie tylko to.
UsuńJa myślałam na przykład o tym, że moja mama jest ze mnie wiecznie niezadowolona - zaczynając od głupot typu gdzie kładę mokrą gąbkę przy zmywaniu garów (na pewno nie tam, gdzie powinnam :), a kończąc na - no właśnie.
Ostatnio chodzę na msze zawsze z mamą, dla jej bezpieczeństwa. I często kiedy podchodzimy do komunii, mam wrażenie, że ona uważa, że ja nie powinnam do komunii podchodzić. Wiem, konstrukcja piętrowa i byłaby tylko moim kolejnym porypanym przekonaniem, gdyby nie stało za nim wyraźne wspomnienie faktu. Miałam z 8-10 lat może, kiedy zostałam objechana przez mamę, że poszłam w niedzielę do komunii, chociaż dzień? dwa dni? wcześniej coś tam jej (=mamie) odszczeknęłam jak nie powinnam. Ani wtedy, ani teraz to odszczeknięcie nie wydaje mi się materią ciężką. :P Ale nie chodzi o przekonania i wrażenia, chodzi o głos.
Bo to jest głos, za którym ja idę. Że jestem do d*, że wszystko robię źle, że nie mam prawa prosić o komunię, że lepiej by było, gdyby mnie nie było. Nie chciałabym, żeby to był Głos Pasterza.
Problem w tym, że w sumie to nie znam żadnego innego głosu.
W cholerę szkoda, że idziesz za tym głosem :(
Usuńa za czym mam iść? Ten słyszę mniej więcej od urodzenia. To się imprinting nazywa czy jak.
UsuńImprinting to raczej u kaczek, człowiek rośnie ku niezależności.
Usuńrośnie albo i nie rośnie, człowieki rzadko naprawdę rosną. Jesteśmy zwierzętami bardziej niż nam się wydaje.
UsuńTaki głos niszczy okropnie. I zagłusza ten dobry, potrzebny.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy może i Twoja mama tak miała. Co nie usprawiedliwia, najwyżej pomaga zrozumieć.
Ale chyba jednak znasz i ten Głos, który jest tak zagłuszany, no nie?
Ja tu na jetlagu, wolno myślę. Ale ci wszyscy fałszywi prorocy i głosiciele negatywnej historii, antyzbawienia wkurzają potwornie.a jest ich od groma, fakt.
Laga współczuję, mam nadzieję, że nie masz zatkanych uszu? Ja zawsze po samolocie mam.
UsuńJa i moja mama to długa historia i bolesna. W sumie obiektywnie gdyby mnie nie było, w mojej rodzinie byłoby lepiej i to jest prosty fakt. Że ja to rozumiem i przerobiłam to w tą, nazad i dookoła, to nic nie zmienia.
Nie jestem pewna, czy znam ten Głos. Może Kiedyś się zdziwię. Ale nic nie tracę, tak czy siak. Nawet jak nie ma Narnii, warto żyć jak Narnijczyk.
Albo wcale. :P