autumnbucket list

autumnbucket list

wtorek, 30 września 2025

wiem, nudna jestem

 ale jest przepotwornie zimno. Na dworze ledwie dziesięć, w pracy nie grzeją, wracam do domu zmęczona zimnem, kichająca i niestety nadal żołądkowo obolała. I najchętniej bym wlazła pod kołdrę i spała, a tu lekcje trzeba przygotować, z mamą posiedzieć, zrobić to, sio i owo - a dzień już krótki, wcześnie się kończy, późno zaczyna. Dziś budzik postawił mnie na nogi w środku ciemnej, deszczowej nocy :P. 

Zaczynam kupować dzieciakom prezenty pod choinkę. Stawiam na rzeczy kreatywne: pomaluj, przyklej, poskładaj. Podobać się pewnie nie będzie :P, ale zawsze zajmie trochę czasu. No i kalejdoskopy, koniecznie dwa, bo jeden zostałby rozbity podczas walki o to, kto ma go oglądać w tym, dokładnie w tym momencie. :P Bo jak nikt nie chce, to nikt. A jak ktoś chce, to od razu chcą wszyscy.

Chciałabym kupić Malątku maskotkę konika z dzieckiem-źrebaczkiem - identyczną jak na ostatnie święta, ale ta poprzednia zaginęła w czasie wakacyjnych wojaży i płacz, a w każdym razie chlipanie, trwa do tej pory. Jeśli dowiozą takie maskotki w ogóle.

Jak widać, ta wczesna hm zima :P już mnie nastraja adwentowo. A tymczasem jesień, chmurzyska, żółknące liście, szarobure mgły. 


Brrrrr.

poniedziałek, 29 września 2025

bardzo zimno

 zdrowie chwilowo ciut lepiej (ale przez ostatni miesiąc nieustannie tak było, dwa dni w miarę ok, trzeciego znowu łup - więc się nie cieszę - mam fobię szkolną na koniec czy co?), parę kwestii się w życiu zdążyło rozwiązać, tylko łeb mnie dziś znowu boli. Właśnie wróciłam z ostatniej wrześniowej rady i skończyłam przygotowywanie lekcji na jutro, zostało mi tylko sprawdzenie klasówek. W szkole dziś jeszcze nie grzali, ale na radzie jak siedzieliśmy, coś zaczęło syczeć w kaloryferach - więc kto wie? Dzieciaki kaszlące i zasmarkane, nauczyciele też już zaczynają chorować, zmiany planu, zastępstwa... 

A mi na zmianę zimno i gorąco. A dopiero za 4 miesiące - o ile dobrze pójdzie - będę mogła oficjalnie stwierdzić menopauzę. Na razie stwierdzam wszystkie jej skutki uboczne. Dotkliwie stwierdzam. I za skarby nie potrafię się dopatrzeć żadnego uroku w byciu kobietą. Przechlapane od początku do końca - i tyle. 

I właśnie dostałam telefon, że umarła Pani Ka - moja ogrodowa sąsiadka zza miedzy. Kto może, niech westchnie. Proszę. 


niedziela, 28 września 2025

i dalej

 zmagam się mozolnie i farmaceutycznie z różnymi niedomaganiami organizmu. I mam nadzieję, że jak w końcu odejdę na emeryturę, to mój układ pokarmowy się uspokoi. Jakoś nie mam złudzeń, że zrobi to wcześniej. 

A poza tym czuję się jak śmieć. Nie mam pojęcia, czy słusznie, czy nie. Po prostu tak się czuję. Składa się na to wiele czynników i wiele wydarzeń. I moje samopoczucie i pogoda na pewno też. Może kiedyś o tym z Tobą porozmawiam. Jeśli w ogóle Zechcesz. 

Na razie absorbuje mnie wszechsraczka i ból zatok, i wieczne zapominanie o wszystkim, gubienie wszystkiego, mylenie całej reszty, której udało mi się nie zgubić - i w ogóle totalny przegryw. Patrzę na innych i wydaje mi się, że ich to Kochasz. A tu - Sam Zobacz. 

I ok, jak mam być zasranym śmieciem i przegrywem, jeśli Chcesz, wchodzę w to. Nie ma sprawy. 

piątek, 26 września 2025

jest zimno

 wczoraj ratowałam się jakimś preparatem antygrypowym i wcale nie jestem pewna, że się wyratowałam. Przeprosiłam się z jesienno-zimowymi ciuchami i aktualnie siedzę w polarkowych dresowych spodenkach. Wyciągnęłam grubą piżamkę. I w nocy już kaloryfery są nawet ciepłe. Ale najgorsze wcale nie jest zimno, tylko skoki temperatury. Rano plus pięć, w południe na słońcu plus dwadzieścia, w nasłonecznionej klasie jeszcze wyżej. A na zewnątrz w cieniu tylko dziesięć. Przemieszczając się z punktu a do punku be chcąc nie chcąc zaliczasz amplitudy w granicach kilkunastu stopni w ciągu kilkunastu sekund. Jak choćby dwa kroki z nasłonecznionego chodnika w zacieniony zaułek za rogiem ulicy. Alb o z klasy do pokoju nauczycielskiego ze wszystkimi oknami na północ. Brrr.

No ale tymczasem kolejny tydzień za mną - i jeszcze parę dni i minie wrzesień. Ani jednego września w szkole nigdy więcej, proszę. I żadnych praktykantów. :P

Praktykant to epopeja i historia wielce wielopoziomowa. I z jednej strony cieszę się, że nie jestem jego rodzicem. A z drugiej: jak se wychowali, tak będą się do śmierci użerać. I to jest ze wszech miar słuszne. Najgorsze, że istnieje możliwość, że gostek zostanie wsadzony na jakąś ciepłą posadkę, gdzie zainkasuje pensyjkę za fakt bycia stryjecznym bratankiem szefa, na przykład... no ale w tym celu musi mieć papirek, że studia ukończył. A żeby papirek mieć, praktykę w szkole zaliczyć musi. 

I trochę mi go szkoda w tym wszystkim. Bo gdziekolwiek nie wyląduje, i tak będzie miał poczucie, że on wcale tego nie chce i że jest ciężko skrzywdzony. No chyba że pozwolą mu siedzieć 24/7 w domu i grać na telefonie. A dlaczego? Bo to ten sam gostek :klik:


czwartek, 25 września 2025

co mi

 kwitnie, co mi rośnie




i w domu też:



Zwracam uwagę na jej wysokość królową jednej nocy, gdzie toto polazło. :)))

I oznajmiam, że dziś właśnie jest długo oczekiwany dzień 1335. I poza tym, że łeb mnie boli niemiłosiernie, nie wiem o niczym, co by dziś (albo do dziś) się stało. Ale ok, nie o wszystkim wiem. Może kiedyś. 

wtorek, 23 września 2025

jeszcze tylko opłaty

 zaraz porobię i dzisiejszy dzień z głowy. :P A dzień był deszczowy, pochmurny i pełen przygód (moja mama potrafi je zawsze zapewnić...) - więc tylko gwoli odnotowania:


zupełnie przy okazji. Może na zdjęciach nie widać, ale padało gęsto i zmokłam.








więc na rozgrzewkę i dla zdrowia



Miód spadziowy iglasty z Puszczy Solskiej.


Słodki, łagodny, bez ostrego posmaku, za to z bardzo delikatnym posmakiem hm czegoś innego. Pewnie nie odróżniłabym go od miodu wielokwiatowego, wcale aż tak się nie różni - a może miód wielkokwiatowy po prostu też zawiera pewną ilość spadzi? W każdym razie świetny do jesiennej bułeczki i do kawy.

1333. Odcinek sponsorował Kazimierz Wielki.

niedziela, 21 września 2025

taka zmyła

 malutka :))) - akurat dziś w liturgii Wschodu jest Narodzenie NMP, Matki Boskiej Siewnej. I chociaż zdaje się, że święcenie ziarna w to święto jest tylko katolicką tradycją, to co mi tam :))).


Ziarno zostało wykruszone z kłosów z sierpniowego bukietu



i naocznie stwierdziłam, co autor miał na myśli pisząc w dzisiejszym pierwszym czytaniu: "i plewy pszeniczne będziemy sprzedawać".


Bez plew jest tak: 


Widać różnicę? :) To nie tylko pszenica, jest trochę żyta, jęczmienia i rzepaku. Ziarno wylądowało w woreczku


i zawędrowało dziś ze mną na niedzielną mszę. Że nie święcili? W Siewną też nie święcili, więc o co kaman. :) 

A swoją drogą, uświadomiłam sobie, że właśnie jestem w cerkwi. Bo mój parafialny kościół przed wojnami cerkwią prawosławną był. Więc świętowanie Narodzenia NMP jak najbardziej na miejscu (sic). 

A potem znalazłam pole dyniowe.




Pole dyniowe z okazji wyjazdu na cmentarz za Wisłę. 

1331. Dzisiejszy odcinek sponsorowała bitwa pod Płowcami. 

BTW: dziś wróciły mi na kazaniu te same słowa, które usłyszałam 1331 dni temu: Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy. On Się Upomni nie tylko o pszeniczne plewy, ale i o wszelką inną krzywdę. Mam nadzieję. 

sobota, 20 września 2025

święto pieczonego ziemniaka

 tak to się kiedyś nazywało.











Łapię ostatnie podobno w tym roku ciepłe dni. W plewieniu, kucharzeniu, jedzeniu i leżeniu na kocyku :P pomagała mi muchołówka szara:


I jak ja strrrraaasznie daaawno nie jadłam kartofli z ogniska. Chyba jeszcze u babci, jak jeszcze żyła. 

1330.

piątek, 19 września 2025

coś o smaku karmelowym

 dla średnio lubiących karmel to mogą być na przykład ciastka jeżyki. Przynajmniej podobno ratują jeże.


Dla mnie wystarczająco karmelowe.

Na dziś po pracy i nie mogę zaprzeczyć: odkrycie że z września został już tylko z grubsza tydzień :) napawa mnie niemałą radością. Na jutro planuję ognisko na ogrodzie z pieczeniem kartofli i kiełbasek, na wyjazd ciągle za słabo się czuję. A chętnie bym se gdzieś pojechała. 

1329.

czwartek, 18 września 2025

kasztany, kasztany

 

Zbieram, codziennie po kilka. A potem kończą jako składnik nalewki. Na żylaki. Do smarowania. Kasztanów pić nie radzę. 


Poza tym praca jest dla mnie straszliwym wampirem energetycznym. Dziś wychodziłam taka zmęczona, że zostawiłam gdzieś w pracowej szafie telefon. Nie że to jakiś problem - najwyżej się rozładuje do jutra. W ogóle to tęsknię za czasami, kiedy telefon był przywiązany drutem do ściany i zawsze było wiadomo, gdzie jest. :P

A do pracy wracając - przed chwilą powypełniałam nową porcję tabelek (niektóre mają być wypełniane cyklicznie kilka razy w roku), przygotowałam jutrzejsze lekcje i zaraz siądę do sprawdzania stosiku prac pisemnych.

A, jeszcze miałam napisać o słoneczku naszym, aka Strasznym De. Mama dziś po przyjściu ze spowiedzi (u niego) szukała tabletek na uspokojenie i oświadczyła, że poza niebezpieczeństwem śmierci już do niego nie pójdzie - a i w niebezpieczeństwie śmierci jej tego nie życzę, by nie zwątpiła przy okazji ostatniej spowiedzi w Boże Miłosierdzie. Z tego co mówi to dziś przysnął w konfesjonale - a może nadawał coś szeptem 20 minut tak, że mama nie słyszała ani słowa, ani szeptu. Za to z tego, co słyszała, to głównie słyszała pretensje i żale, że po co ona tu w ogóle przychodzi. Słoneczko nasze w ciągu półtorej godziny wyspowiadało może 4 osoby, a resztę wygoniło, bo czemu oni tak późno przychodzą, jak chcą się spowiadać. Że czekali grzecznie godzinę albo i więcej, to nieistotny szczegół, ochrzanić klienta zawsze przecież warto. No jeśli moja mama, niewiasta nabożna i świątobliwa, takie rzeczy o kapłanie katolickim opowiada, to raczej nie jest walka masonerii z Kościołem ani żadne tam niestworzone brednie wrażych komunistów. Czasem się zastanawiam, ilu to już ludzi Straszny De wygonił z Kościoła. Oczywiście, że z ich winy, to oni, paskudy, niewierzący są, do kościoła nie chodzą, nie chcą się spowiadać i w ogóle. No i przecież oni dlatego walczą w Kościołem, że sami żyją w grzechach, w których także pomrą amen. Brak przecinka zamierzony.

Rozgoryczona jestem. Co ja oberwałam od naszego słoneczka, to moje - unikam teraz faceta jak mogę i tyle. Ale za co obrywa moja głęboko wierząca i gorąco pobożna 86letnia mama?

1328.