jeden.
Drugiego dalej nie ma. :) Nie ma też... serka. :P Pamiętasz, Magda - kupowałam ten mielony serek, taki suchy, ze szpinakiem chyba? Bo ten czerwony zjadłyśmy, a zdaje się kupowałam też zielony, którego nie jadłyśmy - no i go nie ma. :P Może lepiej niech się już jednak (po tygodniu) nie znajduje... :P :P :P
Z dokonań (licząc od 7.00 rano):
1. Ogarnęłam fizjoterapię dla mamy - zaczyna za tydzień, ma jakieś dwa rodzaje gimnastyki, laser i ultradźwięki. Z gimnastyki jest średnio zadowolona - chyba wolałaby nie robić nic, żeby jej / na niej coś zrobili, a ona mogłaby narzekać, że nie działa, albo cieszyć się, że pyk i zadziałało. A tu proszsz, jakiejś pracy wymagają, no.
2. Zakisiłam pierwsze ogórki na zimę.
3. Podlałam cały ogród i oplewiłam maleńki kawałeczek. A wieczorem spadł deszcz. Może dodany do mojego podlewania coś tam i zdziała - susza u nas niepospolita.
Dziś tęcza była w czasie deszczu - nie przed, nie po. Padało w najlepsze, a na niebie działy się takie oto rzeczy:
No i znowu zastała mnie północ, a ja pełna energii i tyle bym jeszcze zrobiła, hehe.
PS. W ramach fizjoterapii szukam dla mamy wodnej wirówki masującej stopy i kostki u nóg, więc najlepiej głębokiej i najlepiej automatycznej, żeby nie trzeba było nogami rolek obracać, tylko żeby kręciły się same. Może ktoś taką widział?
1281.