autumnbucket list

autumnbucket list

niedziela, 31 sierpnia 2025

tyle, że

 dżemy udało mi się poskładać.


Ostatnie dwa dni przechorowałam. Dopadło mnie jakieś przytrucie pokarmowe czy coś, coraz częściej mnie te historie dopadają, chyba się starzeję. A jutro już do roboty. Montuję sobie torbę na szkolny sprzęt połączoną ze schowkiem na uczniowskie telefony w czasie lekcji. Jeszcze tylko uchwyt i pokażę. 

Niestety, wieści o ostatnim wyczynie pewnego szanowanego w niektórych kręgach zakonnika dotarły i do mnie - i mam refleksje dwie. Po pierwsze, jak zwykle większość komentatorów uznaje, że winna jest baba. I tego ja nie zamierzam komentować, jedynie zauważam. Po drugie, podnoszą się głosy, że w dzisiejszych czasach żadnemu księdzu nie można wierzyć. Wierzyć jak wierzyć, po cholerę wierzyć księdzu, jak trzeba wierzyć Bogu. Co co księży zalecałabym po prostu wysoko posuniętą ostrożność. Jak zresztą w stosunku do każdego człowieka. I tyle na ten temat.

W temacie dzisiejszego (onlajnowego z przyczyn zdrowotnych) kazania: po raz pierwszy słyszałam, żeby w kontekście dożynek wymieniać obok rolników także ogrodników, działkowców i właścicieli balkonów. :) Naprawdę to słyszałam. I niezmiernie mnie to ucieszyło. 

1310.

piątek, 29 sierpnia 2025

wracając do czelendża

 


miałam okazję przypomnieć sobie zapach ziemi, trawy, rozgrzanego słońcem koca. Zapach oczywisty ze szczenięctwa, dziś uświadomiłam sobie, jak rzadko ostatnio leżę na ziemi. 


To lato co prawda zimne było, ale następnego lata trzeba to nadrobić. 

Dalej smażę dżemy, siedzę już po uszy w pracowych papirach, układam pierwsze wersje planu, takie tam. Zmierzch zastał mnie w ogrodzie. 


Sąsiedzi siedzieli na tarasie, popijali wino, aż im zazdrościłam. Kiedyś miałam czas posiedzieć, poleżeć z książką, nie robić nic. Ostatnio zawijam i zawijam, i nie mam chwili na odpoczynek. Od kiedy? Hm, nie wiem. Odkąd tata zachorował? Jeszcze wcześniej - od pracy na dwa etaty? Kiedyś tempo życia było inne, dziś świat zapindala jakby gonił niewiadomoco, ja jestem wiecznie spóźniona, lista niezałatwionych spraw tylko mi się wydłuża. 

Na szczęście ten rok szkolny ma jeden dzień roboczy mniej niż ubiegły :). 

1308.

środa, 27 sierpnia 2025

śliwki, ogród, Sebastian

 i milion innych spraw do załatwienia. Na liście rzeczy do zrobienia dziś miałam 20 pozycji, wykreśliłam dziewięć. 11 zostaje na kolejne dni. Nie że nie dojdzie nic nowego, hehe.

Jedną z tych spraw są śliwki.


Miały wylądować w occie, ale mama orzekła, że są za bardzo dojrzałe, więc wylądują w dżemie.

Kolejną sprawą było podlanie ogrodu, bo u nas susza absolutna i wcale nie ciepło - a przy podlewaniu nawet zimno. Przy okazji ganiam niszczące wszystko nornice i zmieniam nieco hm ogrodowy wystrój.





Nie wiem, czy nornica to też włamywacz.

Sebastiana nakryłam na gzymsie kiedy było jeszcze, powiedzmy, widno.



Podejrzewam, że taki Sebastian potencjalnie mógłby mi pomóc rozwiązać nornicowy problem. Ale jak go poprosić grzecznie a skutecznie?

A jutro już oficjalnie wracam do roboty... :( Dałby Bóg, że ostatni raz wracam. Na chwilę obecną mam 21 godzin i wcale nie chcę mieć więcej. 

1307.

wtorek, 26 sierpnia 2025

znowu

 




w Kazimierzu. Przy trochę chłodnej pogodzie i na wariackich papierach :P, wymyśliła, wzięła i pojechała. Wróciła zmęczona po dobrym jubileuszowym obiedzie :P , rozwaliwszy doszczętnie sandały - no, w końcu i lato już się kończy. Już i zieleń zrudziała, i niebo bardziej jesienne.


Tylko czapla tradycyjnie siwa. 


1306.

poniedziałek, 25 sierpnia 2025

trzynaście

 lat i jakieś dwie godziny. Myślę, że coraz mniej ludzi może się poszczycić takim stażem w związku. Bez choćby jednej zdrady :P. I ciągle w miłości, mimo wszystko. Jakkolwiek niełatwa to relacja i wymagający związek. I w ogóle to ja nie wiem, jak Ty ze mną Wytrzymujesz. Ja ze sobą już nie mogę. Mam dość mojej historii i całokształtu bycia babą, hormonów i pryszczy na pysku, perspektywy pracy jeszcze przynajmniej cały rok i miliona innych spraw (i ludzi), o których już nawet pisać mi się nie chce. Gdybyś zapytał takiego Strasznego De, na przykład, to on by Ci szybko powiedział, co trzeba ze mną zrobić. 

Wiesz, te 13 lat temu wszystko miało być inaczej. No, nie Chciałeś i niech Ci będzie, chociaż takiej czarnej d to Mógłbyś mi jednak zaoszczędzić. No ale. 

Tymczasem chwała Ci za nasz ogród i za wąwozy, i za zielony kolor. 






Cała reszta... Wiesz, wczoraj któryś tam Wielebny próbując budować dramatyzm kazania zadał chyba retoryczne pytanie: co byś zrobił, jakbyś się dowiedział, że za godzinę umrzesz. No, ja bym nic nie zrobiła, oddałabym się radosnemu oczekiwaniu. No chyba że trzeba by było jeszcze kogoś tutaj uratować. :P A co ze mną Zrobisz, to Zrobisz. 

A jak nie Będziesz Miał pomysłu, to zapytaj na przykład Strasznego De, już on Ci powie, oj, powie. 

1305.

niedziela, 24 sierpnia 2025

tu na razie jest ściernisko

 :)












Banku nie przewidujemy. :P San Francisco też chyba nie będzie. Może zasadzą buraki albo kukurydzę. 

Zdjęcia z wieczornego spaceru po bardzo zimnym dniu.

1304. Ale już chyba na nic nie czekam. 

sobota, 23 sierpnia 2025

w obrazkach

 i słowach - ulubione ciasto większości mojej rodziny. Może kto i przyjdzie w niedzielę na imieninki.

Garnek po lewej: 200 ml soczku z kartonika (smak egzotyczny) zagotować + 1 galaretka cytrynowa. Garnek po prawej: 3 szklanki wody + 2 galaretki czerwone.

Owoce dowolne w dużej ilości. W misce miksera: 200 ml zimnego mleka + bita śmietanka w proszku.


Jeszcze więcej owoców. Tortownica, biszkopt. Bitą śmietankę zmiksować z żółtą galaretką, jak tylko zacznie krzepnąć - dodawać do miksera po łyżce.


Na biszkopt połowę śmietanki.


Na śmietankę dużo różnych owoców w kawałkach (i w nieładzie). Na to reszta śmietanki.


Na  śmietankę owoce układane w jakiś wzór.


I krzepnąca czerwona galaretka.


Udostępniam, bo dobre. Magda mi świadkiem. :)

1303.

piątek, 22 sierpnia 2025

z wrzosowiska

 w ogrodzie moim:







Obawiam się, że kwitną już marcinki.



Słoneczniki wybujały jak złoto :). Bo brzoza już też się złoci.



Susza straszliwa, nic tylko podlewam. A jesień idzie, idzie.

Mama skończyła dziś fizjoterapię i jeden obowiązek z głowy. Próbowałam porobić opłaty i zupełnie mi się wszystko pokręciło, jakieś dziwne komunikaty odkrywam, że już mam popłacone :P. No, może nie odetną.

Życzenia imieninowe nadal spływają, trochę opornie - jak przystało na świat, w którym wypada obchodzić urodziny. Czemu urodziny? To już lepiej świętować każdy nabyty kilogram chyba niż każdy odhaczony rok życia. Kilogram to nabyty konkret, a rok można z powodzeniem zmarnować i zwykle właśnie takie zmarnowane lata odhaczamy, i co tu do świętowania niby.

1302.

czwartek, 21 sierpnia 2025

24 zdjęcia

 to kiedyś była cała klisza... dwie takie klisze brało się na dwutygodniowe wakacje - i starczało. 

Dziś weszłam do parku i po kliknięciu pierwszego zdjęcia


zaświeciła mi się czerwona dioda sygnalizująca padnięcie baterii. Zum co prawda działał już kiepsko, 


ale 24 zdjęcia na padniętej baterii udało mi się jeszcze złapać. To są perkozki. Mama


mozolnie karmiąca drób.




Dwa droby.


Słodziaki.






Trochę bliżej, więc bez konieczności nadwyrężania zuma, pływał perkozek tegoroczny, ale już podrośnięty i najwyraźniej samodzielny
.




I na tym etapie polowania aparat już w ogóle nie dał się włączyć. A szkoda. Bo było jeszcze stadko piegż, kowalik, kilka młodziutkich wiewiórek. 



Jak zwykle podchodzą pod strzał :) wtedy, kiedy wiedzą najwyraźniej, że dziś nie mam z czego strzelać. Telefon to prymityw. 

A potem było dłuuuugie czekanie osłodzone milionem telefonów od i do Magdy :)  - czekanie tym dłuższe, że najwyraźniej od dziś z Lbl do mnie jedzie się przez Żyrzyn :P - taki żarcik sytuacyjny dla zorientowanych w lokalnej geografii. No ale w końcu kto miał dojechać, dojechał, pizzęśmy zjedli, imieninowa świeczka o sma... ee... zapachu winogron działa bez zarzutu.


Zapach raczej świeżego soku winogronowego niż wina, bardzo przyjemny, nigdy dotąd takiej nie miałam. Co do ilości owocu, hm. Może kiedyś jakiś zobaczę. Kiedyś mówiliśmy, że owoc bywa jak owoc poziomki - mały, niewyglądny i wcale nie na tym krzaku, któryś zasadził, tylko na dziesiątym z kolei malutkim krzaczku, jaki wyrósł gdzieś hen hen na końcu poziomkowego wąsa. 

1301.