poniedziałek, 16 września 2024

już czuję

 że to będzie zaiste intensywny tydzień. Ze szkołą nadal nie mogę się obrobić, pracuję w szkole od rana do 14.00, potem wracam i przygotowuję lekcje na jutro - 6,7, jak wypadnie. W międzyczasie trzeba jakieś zakupy, co chwila jakiegoś lekarza z mamą, czasem coś ugotować i nawet zjeść - znowu jestem głodna,   nie wiem, czy to ludzkie, czy zwierzęce, ale cały czas chce mi się teraz jeść... Medycyna pracy podobno rejestruje już na połowę października, muszę się przejść i zapisać, ale dopiero, jak dobrze pójdzie, w środę, bo pracują tylko do 15.00, więc jutro nie dam rady. Już przeczuwam ten cyrk. Daj Boże, ostatni.

Mam dodatkowe zamieszanie z olimpiadą języka angielskiego, no ale - po prostu jeszcze jedna rzecz, którą trzeba będzie ogarnąć. Oczywiście, za darmo i po godzinach. Zaległych papirów ciągle cały stos i w tym tygodniu raczej nie zmaleje. Trzeba już myśleć o klasówkach i jakiejś maturze próbnej. Koleżankom-emerytkom prowadzącym bujne życie towarzyskie oświadczyłam dziś, że ja to wyjdę z nimi chyba za dwa lata... 

U nas pogoda raczej w warstwie stanów suchych i bodaj powódź nam nie grozi, wręcz przydałoby się więcej deszczu. Na południowym zachodzie ponoć wszystko pływa i martwię się też o znajomych z Czech. Odezwą się - jeśli - jakoś przed świętami, jak zwykle. Jeśli. Tak wiem, katolik w Czechach zjawisko rzadkie, co niestety nie znaczy, że pod ochroną :P.

Dobra. Trza iść przeorywać pompejankę, jedną z ostatnich. Jak skończę omadlać wszystkich, których nienawidzę :P, przybędzie mi dobre dwie godziny czasu do każdej doby. BTW. Cały czas myślę o stworzeniu maledictionału, zawierającego psalmy i ich fragmenty wycięte z brewiarza. Jak już złorzeczyć, to chociaż cytatami z Biblii... I kiedyś to zrobię, znaczy spiszę i będę się tak modlić, ooo, co to, to na pewno. Ale nie w tym tygodniu.

1063.

niedziela, 15 września 2024

łoś?

 w porównaniu z sarenką:


Poooszedł...

Jesień idzie.










Tymczasem na południu powódź. I to taka mocno konkretna. Szkoda mi ludzi, zwierząt, roślin. Szkoda mi nawet wody, że tak się przy okazji brudzi. Nie wiem, czemu tak mało Dbasz o ten świat. Gdyby świat był moim ogrodem, jak jest Twoim... no. 

Na pewno byłoby na nim mniej szerszeni. :P

1062.

sobota, 14 września 2024

i w końcu

 i u nas pada, w końcu podlało trawniki i mój ogród przy okazji też. W taki zapłakany dzień wymarzonym zajęciem jest siedzenie przy kuchni, najlepiej przy piekarniku.




Poza tym znowu jestem cała w syfach i tylko mam nadzieję, że z czasem mi przejdzie - dziś minęły szczęśliwe trzy miesiące od ostatniego cyklu, jeszcze dziewięć i będę mogła stwierdzić menopauzę. Póki co huśtawka hormonalna w toku, więc syfy na pysku to i tak najmniejszy problem, gorzej z charakterkiem i uzewnętrznianiem wewnętrznych niepokojów... chciałabym móc się schować i nie musieć się pokazywać, dopóki nie zacznę normalnie wyglądać, no ale wiem, że to może nie nastąpić przed śmiercią. :P 

Dalej przekopuję się przez stosy początkoworocznych papirów, papierowych i wirtualnych. Pocieszam się, że to przedostatni raz. 

1061.

piątek, 13 września 2024

dla relaksu

 zimowity.







U nas ciągle sucho i ciepło, zimowity przekwitają w oczach. W międzyczasie stworzyłam szóstą w tym roku wersję planu i chyba  - pomijając kwestię zastępstw - wejdzie. Czeka mnie medycyna pracy, oby ostatnia w życiu. Ciągle ogarniam mamę, ostatnio kupiłam jej nakładkę ochronną na materac łóżka, chodzimy na spacerki, dobrze, że w nocy już do niej nie wstaję - ogarnia się sama. I tak jestem wiecznie niedospana... 

W każdym razie jutro łikend :) i przynajmniej praca mi odpada. 

1060.

środa, 11 września 2024

w końcu

 nareszcie trochę chłodniej, w sprawie planu zaczynam widzieć w tunelu jakieś nikłe światełko, wczoraj nawet pokropił deszcz (pod drzewami dalej jest sucho, ale trawa się trochę podniosła), dotarłam do spowiedzi i nawet żyję, chociaż hm miałam parę razy ochotę wyjść z kolejki... głównie z racji a. osoby spowiadającej (Magda, twój ulubiony, ten od rzucania Eucharystią...) i b. obserwowanej długości spowiedzi osób przede mną, z której to długości wnioskowałam o stopniu czepiactwa i komentowania absolutnie wszystkiego. Przy czym nadmieniam, że bezpośrednio przede mną spowiadały się dwie starsze babcie. 

No ale jestem po i czuję się jak świeżo uprany kot. Wygodnie ani miło nie jest, ale przynajmniej pchły nie gryzą. A za jakiś czas przejdzie. :P

A dziś była pierwsza jesienna mgła:



wychodzi mi 1058?

środa, 4 września 2024

straszny gorąc

 odezwę się, jak się schłodzi, czyli raczej po 15 września. :P Na razie gonię do roboty, siedzę po sześć-siedem godzin w rozgrzanych klasach, gonię do rozgrzanego domu, po drodze robię zakupy w klimatyzowanych sklepach i dostaję od tego kataru, w rozgrzanym domu muszę przygotować kolejne 6-7 godzin na jutro, ułożyć dla szkoły jakiś nieidiotyczny plan lekcji, sprawdzać uczniowskie prace, potem gonić na rozgrzany ogród i podlewać go przynajmniej dwie godziny, bo u nas nie pada od miesięcy w ogóle, w międzyczasie już jest ciemno, a ja mam nie paść, bo trzeba opiekować się mamą... Zaiwaniać to w tej sytuacji eufemizm. 

Właśnie siedzę na szkoleniu online, ale zaraz muszę lecieć do mamy, a na biurku jeszcze 25 prac do sprawdzenia. A jutro na 8.00, siedem lekcji. 

Za dwa lata będę mieć to w.

1051.

poniedziałek, 2 września 2024

daj Boże

 za dwa lata będę od dwóch dni na emeryturze. :P A na razie dostaję kota nad planem lekcji, rozkładami materiału, programami, maturami i całym tym badziewiem. Świra dostaję. 

1049.