mama się rozchorowała na amen. O 0.30 ściągnęła mnie telefonem z łóżka, pobiegłam do niej, stwierdziłam, że zagrożenia życia nie ma, odmówiłam wezwania karetki, przekimałam nockę pod kocem na kanapie, rano wysłuchałam, że to na pewno udar albo pięć minut przed (bez obaw, ludzie w trakcie udaru ani nawet 5 minut przed rzadko mają taki słowotok...), a potem większość dnia organizowałam lekarza i robiłam pranie. Lekarz przepisał jakieś jedne pigułki, mama żyje, dalej czuje się źle, ale bratu słowa nie wolno powiedzieć. Święta szykujemy, znaczy ja szykuję, jakby nigdy nic.
Przy okazji porobiłam dziś badania, wyniki jutro. Sama jestem ciekawa.
Na balkonie synogarlice dwie.
891.
Zdjęcie pawia kolorystycznie wspaniałe.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Twoja mama wkrótce poczuje się lepiej.
:) sam się tak ustawił.
UsuńMama już lepiej. Dzięki.