środa, 3 kwietnia 2024

wio do Galilei

 bo Kazałeś. 

A moja Galilea, Zajordanie pogan, to cały ten życiowy bardzo prozaiczny bałagan, do którego dziś wróciłam, i owszem. Nawet bez przytupu. Na przytupywanie nie starczyło siły. W zmaganiach o menopauzę znowu przegrałam kolejne 0 do 1 i znowu najchętniej kazałabym sobie wyciąć całość tej maszynerii, ale pomna na przygody pewnego pana na O. z chrześcijańskiej starożytności póki co dzielnie się powstrzymuję :P. To prawie jak z emeryturą: nie wiem, ile jeszcze, ale mam nadzieję, że już chyba bliżej niż dalej. Whatever, nie zamierzam w końcu pracować kolejnych 30 lat. Ani też krwawić co miesiąc kolejnych lat 40. Więc chyba mimo wszystko bliżej. Niż dalej. 

A jutro - oprócz, rzecz jasna, pracy - czeka mnie zrobienie mamie posiewu moczu (fascynujące, nieprawdaż?) i załatwienie jej przedłużenia umowy na telefon na jakichś w miarę sensownych warunkach. 

A pogoda u nas tymczasem taka:




Mniej więcej.

898.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz