i jesiennych. Chyba jakieś dzikie gęsi? Odlatują.
W ogóle to jest ziąb, wieje, ciśnienie skacze i łeb boli.
i wtyki amerykańskie tęsknią za ciepłym kącikiem. Przez szybę.
W tym zimnie odbywał się wyścig po kremówki - już nawet nie papieskie - i zastanawiam się, kiedy kremówki zagnieżdżą się w polskiej tradycji około połowy października, bez specjalnych świątobliwych powiązań, jak (kiedy indziej) świętomarcińskie rogale.
Z innych jesiennych tradycji upiekłam na obiad dynię. Dynia ocalała z mojego ogrodu, ale nie wyrosła, zasuszyłam ją w lipcu, malutka i twarda, jak te ozdobne - okazała się przepyszna. Absolutnie przepyszna. Wyzwaniem było najpierw ją rozbić (tłuczkiem do mięsa), a potem oczyścić. Ale było warto. W środku (po upieczeniu) okazała się dynią makaronową.
Książka ukończona i odesłana do wydawnictwa, kasa ma wpłynąć jutro albo jakoś tak.
W Izraelu się znowu tłuką, a ja nie mogę się oprzeć przekonaniu, że jak każda wojna i ta też toczy się między możnymi i wielkimi tego świata, a normalni ludzie tylko cierpią. Ci wielcy jakoś tam się ze sobą kiedyś dogadają, tworząc po drodze kilka(naście) konfiguracji aliansów. I zupełnie nie przejmując się tymi zwykłymi. Zresztą, gdzie na świecie ci wyżej przejmują się tymi niżej?
7 października - 719
8 - 720
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uprzejmie proszę jakoś podpisywać komentarze. Istnieje ryzyko, że niepodpisane komentarze będę konsekwentnie ignorować.