i znowu łeb mi pęka. Dziś było pochmurnie, słonecznie i deszczowo, dokładnie w tej kolejności. Do tego bywało wietrznie, ale nie, nie przez cały czas. Zmienność musi być zachowana.
Korzystając z okienka pogodowego wybiegłam po mszy na spacerek, taki na 7 tysięcy kroków i pięć kółek różańca.
Na początku były chmury
Zdybałam dwie gęgawy pasące się na ścierni
Potem pustułkę, która przysiadła w celach konsumpcyjnych. Nie wiem, co złapała.
Kiedy odleciała, z miejsca zaraz obok zerwał się myszołów, którego wcześniej nie widziałam.
A potem była seria zdjęć robionych na drutach, czyli hm wydzierganych?
Oto makolągwy. Zdumiało mnie, że jeszcze są. No ale są.
A to raniuszek. Zdumiało mnie, że w ogóle jest, u nas są dość rzadkie.
No a to najpospolitsze szpaki.
Przy szpakach przebiło się słońce. Ale wcześniej, w chmielniku, nawet pokapywał deszcz.
A wąwozy na horyzoncie spowijała urocza mgiełka.
Łabędzie, które spotkałam, wracając, dokonywały toalety już w pełnym słońcu.
Ale ledwie weszłam do domu, lunął deszcz.
Więc urocze popołudnie nad przygotowaniem lekcji i kolejnych prac. Teraz przerwa na bloga. ale już wracam, bo mam cały stosik do sprawdzania.
734.
Wydziergane zdjęcia :).
OdpowiedzUsuńTa pustułka intrygująca, tu nie mam chyba szans.
Za to gęgawy bywają tłumnie na mokradłach przy jednej z głównych szos w okolicy. Tłumnie to znaczy na moje oko w setkach. Niezapomniany widok.
u nas ich wiele nie ma, zdarzają się. Chyba czasem widzę, jak przelatują kluczem. To są różnice pomiędzy zachodem a wschodem. Nie ma u nas na przykład wron, zupełnie. Raniuszki są rzadkością. Za to gawronów całe stada.
Usuń