poniedziałek, 18 września 2023

pachnie powidłami

 ze śliwek. I gdybym mogła skończyć na tej wiadomości, byłby to taki ciepły, domowy wpis.

5.45. Budzę się pół godziny przed budzikiem. Przecieram oczy, sięgam po okulary, brewiarz i Biblię. 

6.45. Łazienka, śniadanie, pakowanie. Miałam iść do supermarketu po tańszy cukier, ale nie zdążę. U mamy, aplikuję jej podwójne krople do oka. Wychodzę do pracy. Po drodze mamlę różaniec. Zaczynam pracę. Dziś tylko trzy lekcje.

10.30. Koniec ostatniej lekcji. Jutro mam osiem. Bo odrabiam ostatnie kilka godzin z piątku. Piątek muszę mieć wolny, bo mam kontrolę mamy po operacji zaćmy. Ustalam plan na jutro, wybiegam ze szkoły.  Wpadam do parafialnego kościoła. Czekam na spowiedź. Spowiadam się. Nie mam czasu zajść do supermarketu i sprawdzić, czy cukier jeszcze jest. Wypadam z kościoła, biegnę do domu. Zapuszczam mamie podwójne krople do oka. Wpadam do siebie, jem coś na szybko. Idę do mamy, razem idziemy na kontrolę do chirurga. Wizyta u lekarza, który nawet mamy dobrze nie obejrzał, wypisał dwie recepty. U mamy gotuję na szybko obiad, jemy. Pomysł o wyprawie do ogrodu upada, bo krople o 15.30, więc nie zdążymy żadnym autobusem. Telefon z przychodni. Wizyta kontrolna z piątku przełożona na środę. Czyli nie potrzebuję wolnego piątku, ale nie jestem już w stanie zmienić jutrzejszego planu ani piątkowego wolnego. Idę na targ, kupuję 4 kilo śliwek węgierek, przygotowuję, smażę. Siadam do przygotowania lekcji na jutro. 

15.30. Podwójne krople u mamy. Ciąg dalszy przygotowania lekcji. W międzyczasie smażę śliwki. Sprawdzam w sieci ulotki leków przepisanych dziś mamie, żaden nie nadaje się dla niej do brania za względu na interakcje i skutki uboczne. Nie wykupuję recept.

18.00. Lekcje ogarnięte, strona internetowa szkoły zaktualizowana. Smażę śliwki, szykuję kolację, jednym okiem oglądam jakiś film, dłubię wyszywankę. 

20.00. Ostatnia dawka podwójnych kropli do oczu. Mama wygania mnie do lekarza, bo na pewno mam taką samą wadę wzroku jak ona. Protestuję. Nie mogę się na jutro umówić na krople co 4 godziny, fkurza mnie to. Mama wyjeżdża z kazaniem, że gdybym była bardziej nabożna, to nie miałabym tylu problemów. Czuję się jak ostatni śmieć. Jak się nie staram i co nie zrobię, nie ogarniam, nie daję rady, nie jestem w stanie wyrobić na zakrętach. Do tego - fakt - nie jestem nabożna. Nie jestem nawet pewna, czy gdybym była, bardziej chciałoby mi się żyć. I znowu mi wyskoczył syf na mordzie.

20.30. Idę do domu. Telefon, długo gadamy. Praca nad książką. Zostało tylko jakieś pięć stron. 

22.20. Piszę niniejsze.

Zaraz przesmażę jeszcze raz śliwki. Dokończę różaniec. Dokończę brewiarz. Nie wiem, czy przed północą pójdę spać. Jutro znowu wstaję koło 6.00, praca od 8.00 do 15.00, chwała Bogu żadnego lekarza. Starcie z mamą murowane. Trzeba będzie przygotować kolejne 6 lekcji na środę. I w kółko jak we młynie. 

17 września - 699
18 - 700

6 komentarzy: