summer bucket list

summer bucket list

niedziela, 29 czerwca 2025

kwiatowa kompozycja

 

IMO tym się różni od bukietu, że w bukiecie kwiatki są w całym bukiecie równomiernie. A w kompozycji już nie.


Kiedyś upiekę ciastka z lawendą. Ale nie w tym roku. 

Piotra i Pawła dziś - tylu znam Piotrów i Pawłów. Omadlam dziś szczególnie. 

Wpadłam do ogrodu, pozbierałam zioła w ogrodzie i przyległościach. Tu kilka zdjęć ogrodowych, zdjęcia pozaogrodowe na ważce - zapraszam.







1248.

sobota, 28 czerwca 2025

wpuszczona w maliny

 


Zbieram.


Porzeczki zresztą też zbieram.



W tej chwili piszę, zerkając jednym okiem na sokownik.

Mając maliny i porzeczki, trzeba było je kreatywnie wykorzystać, a co.




Bułka, czerwona sałata, kamembert, maliny, porzeczki i płatki chabrowe. Kombinacja raczej na specjalne okazje i nie wejdzie do mojego zwykłego menu. 

Pierwszy dzień wakacji za mną. I tak, wyspałam się przynajmniej. :) Swoją drogą mówiliśmy dziś, że wszyscy mówią o mrówkach i pszczołach, że są pracowite, a o nauczycielach, że są leniwi i cały czas mają wakacje. Tymczasem nauczyciele mają dwa miesiące wakacji - teoretycznie, praktycznie półtora miesiąca - plus 2 tygodnie ferii zimowych, dwa świątecznych i tydzień na Wielkanoc, w sumie wszystkiego 11 tygodni, niecałe 3 miesiące, lenie jedne. A mrówki i pszczoły jak zasypiają w listopadzie, tak budzą się w marcu, co daje 3 miesiące z hakiem. Pracusie, nie? :P

1247.

piątek, 27 czerwca 2025

ufff

czy ja zawsze na początku wakacji/ferii zaczynam wpis od ufff? Być może. 

W każdym razie mam wakacje. Zakalec przerobiony na ciastka


 na cały worek ciastek - piekłam je od 6.00 rano na dwa konie :P, na piekarnik i airfrajera, żeby zdążyć na rozpoczęcie zakończenia roku. Chyba zjedli, chyba żyją, chociaż w sumie kto wie, może wyrzucili kaczkom? Hm... Biedne kaczki.

Wracałyśmy z polonistką (to ważne) z zakończenia roku, nad głowami wsiała ogromna czarna chmura. Ty powiedz tam Temu Swojemu coś, bo zmokniemy zaraz... - prosiła polonistka. A ja, że to nie jest takie proste, ostatnio też uciekałam przed deszczem, schowałam się tu, deszczu nie Odwołał, tylko Postawił mi sklep. Ten sklep - pokazałam piętrowy wielki pawilon pobliskiego centrum handlowego. Aaaaa - skwitowała polonistka - widzisz. Jaki Wokulski, taki i sklep...  

:)))

Tym razem nie zmokłyśmy i sklepu nie było trzeba. 


Po powrocie do domu miałam totalny zjazd, opadły mi wszystkie hormony walk i ucieczek :), za to wzrosły mi hormony spania i płaczu :P. Dopiero teraz powoli dochodzę do pionu, a tu trzeba by się już powoli poziomować... Z odkryć szalonego biologa: chyba mam coś na kształt układu ambulakralnego :P, jakiś dziwny system niezidentyfikowanych dotąd połączeń pod skórą albo w skórze, przez który rozlewa mi się syfiasta infekcja. Myślałam, że to wina przewodów limfatycznych albo może osmozy między komórkami, ale to ewidentnie jakimś systemem naczyń pod spodem leci. :P Może jestem rozgwiazdą, hę?

Tylko czy rozgwiazdy mają syfy na hm powierzchni?

Chyba jednak powinnam już się spoziomować jednak, zanim dokonam kolejnego wiekopomnego odkrycia.

1246.

czwartek, 26 czerwca 2025

w tym roku wianki

 sponsorował kolor żółty.


A ciasto jogurtowe klapnęło mi na totalny zakalec. Jutro domieszam mąki, zagniotę i upiekę ciasteczka :P 

I mam nadzieję, że to był ostatni tak zakręcony dzień w tym roku szkolnym :P 

1245.

środa, 25 czerwca 2025

ja tu tylko na chwilę

 pomiędzy siedzeniem w szkole, nadrabianiem spotkań towarzyskich, przerabianiem owoców i odmawianiem pompejanek. Powyższe i inne niewymienione zajmują mi skutecznie cały dostępny czas. 


Chwilowo robię mieszankę czerwonej porzeczki i ostatnich truskawek. Łubianka porzeczki, łubianka truskawek, kilo cukru. Najpierw odciągnęłam 5 razy 0,75 litra soku z tej mieszanki, bo było za rzadkie


a resztę smażę.


Muszę w tym roku nasmażyć dżemów, bo piwniczna dżemowa półka zrobiła mi się podejrzanie pusta, tia. To na pewno przez te myszy. :P

Mamy w tym roku rasowe deszcze świętojańskie. Pada po kilka razy dziennie z przerwami, krótko, ale intensywnie. Dziś prawie zmokłam wracając z pracy, na szczęście na mojej drodze ktoś przemyślnie postawił sklep. :P

No dobra, chwila minęła. Do kolejnej. Chwili.

1244.


poniedziałek, 23 czerwca 2025

ktoś sprawił

 że poszukałam na nowo tych zdjęć. Ktoś, kto przyjechał właśnie z czyjejś konsekracji w zupełnie innej diecezji.




Ktoś mi powiedział: wiesz, dziękuję Bogu, że jesteś. Bo dzięki wam, dzięki tobie mam inny obraz Kościoła niż. A ja nie wiem, który obraz Kościoła jest prawdziwszy. Tamten, niestety, jest prawdziwy. A my/ja?

Ja, gruba, z zasyfioną mordą, z niewyparzonym jęzorem, z koszykiem na zakupy i z torbą na laptopa, ja zszywająca ręcznie urwany pasek od buta, plewiąca ogród, z połamanymi paznokciami i brudnymi piętami - jak ja mogę pokazać komukolwiek inny, lepszy obraz Kościoła? No fakt, gorszy to już pokazać trudno. :P Łotewer. 

Patrzę na te zdjęcia, nie minęło jeszcze 13 lat, a iluż z tych ludzi już nie jest w Kościele. Niektórzy z powodu własnych win, inni z powodu win cudzych, których nie dali rady znieść albo nie mogli już na nie patrzeć. Czy moja biała, ciągle biała kiecka może coś zmienić? Ile jeszcze będę mieć sił, żeby patrzeć na tamten obraz - niestety prawdziwy - na kolejnych odchodzących ludzi - i trwać?

I co mi na Końcu Powiesz - kiedyś Tam? 

1242.

niedziela, 22 czerwca 2025

lato!

 


Poszukałam.


Więcej o dzikich kwiatach, srebrnych sierpach do ścinania ziół, a także o perkozkach i wilgach - na ważce.


Ciut za wcześnie, ale w niedzielny wieczór - w wykonaniu naszego ośrodka kultury.







Ale kwiatu paproci nie znaleźli. :P

A mi znowu zsypało cały policzek i naprawdę nie mam już siły do tego. 

1241.

sobota, 21 czerwca 2025

roślinnie

 po pierwsze, moje hm grudniki :P pół roku później, proszę:




Jestem szczerze zdumiona. Koniec świata się szykuje czy co? Nie żebym miała coś przeciwko końcom światów :P .

Po drugie, miało być o suszeniu ziół.


Moje ogrodowe.



Po ścięciu lądują w koszyku (nie w torbie foliowej)


potem są przebierane i rozdrabniane (zwykle suszę same liście i wierzchołki łodyg) i lądują w suszarce



i mniej więcej tydzień później


zsypuję je do słoików


w których będą sobie stały aż do zużycia albo do podarowania różnym takim amatorom ziołowych herbatek i przypraw. 

A poza tym skończyłam mycie okien i podlałam cały ogród, bo susza niemożebna. I gdyby tak każdy łikend składał się z dwóch sobót i jednej niedzieli, to może miałabym większy porządek w domu. Ale wcale nie na pewno. :P

1240.

piątek, 20 czerwca 2025

chyba jednak krowy fruwają...

 albo na okno narobił mi pterodaktyl. W każdym razie musiałam zrobić z tym porządek, a - niestety - było z czym porządek robić, oj było. Tak czy inaczej, okno umyte.


Potem wzięłam się za konfiturę z róży.









Okazało się, że po złożeniu konfitury do słoiczków na makutrze zostało sporo róży z cukrem. Więc zaimprowizowałam ciasto.


3 jajka, pół szklanki cukru (na ściankach makutry jest cukier), półtorej szklanki mąki, półtorej łyżeczki proszku, stopiona margaryna.







Ciasto wygląda niemal jak piernik, jest trochę za słodkie i wyraźnie różane.

Na koniec pobiegłam na ogród i nakryłam kapturkę w kąpieli.


W tym roku mam poziomek jak nigdy - objadłam się jak bąk. Ścięłam też zioła do suszenia, jak przystało czarownicy na wieczór przed najkrótszą nocą roku :P. Ale o tym jutro.

1239.