kazanie, czelendż i takie tam, no.
Czuwanie przez Zesłaniem Ducha Świętego upłynęło mi dość hm burzliwie.
Powiedzieć, że posypały się gromy z nieba, to nic nie powiedzieć. Noc robiła się jasna jak dzień
Straszny De na kazaniu usiłował nas przekonać, że gdyby nie było Ducha Świętego, nic by to w naszym życiu i tak nie zmieniło. Jakoś tak mi to zabrzmiało jak "i tak nikt nie słuchał, co było w ewangelii", w domyśle: macie w d ewangelię, spłoniecie w piekle amen. A argument, że w śpiewniku religijnym, który znajduje się w posiadaniu Strasznego De, jest tylko 7 pieśni do Ducha Świętego - jakoś słabo mnie przekonał. Widać stary śpiewnik, sprzed rozruszania się Odnowy jeszcze... BTW ten sam śpiewnik miał zawierać 27 kolęd. Tylko? Zaprawdę, marny to śpiewnik.
Abstrahując od liturgii, wracając do zapowiedzianego wczoraj kanapkowania:
Przepis jak przepis, pomysł na motylkowe wiosenne kanapki był dla mnie zupełnie nowy i genialny w swej prostocie.
Pasta z dowolnego twarożku z dużą ilością świeżego koperku
Z innych zadań czelendżowych:
Poszłam i nawet pobiegałam, chociaż bieganie stanowczo nie jest moją formą aktywności i nie zostaniemy w związku na dłużej.
Kanapki urocze, ale bałabym się, że przy pierwszym kęsie wszystko mi pospada :D. Może jedzenie nożem i widelcem rzeczywiście jest dobrym rozwiązaniem.
OdpowiedzUsuńjedzenie rękami tych kanapek jest doprawdy mało eleganckie. Ale jeśli ktoś ma w pobliżu dzieci - zabawa i z przygotowaniem, i z jedzeniem przednia. Dzieci nie przejmują się, jak się wymażą jedzeniem albo jak coś pospada. :P
UsuńMotylkowe - aż żal psuć jedzeniem :D.
OdpowiedzUsuńZawsze można zrobić następne. :)
Usuń