z wczorajszej wyprawy. Mam już w domu internet, ale nie ma totalnie gdzie usiąść do kompa, więc na treściwsze wpisy jeszcze sobie poczekacie.
Zamość był twierdzą, podobno jedną z lepszych.
To wnętrze kościoła franciszkanów. Mama pamięta, jak chodziła tam do kina - za komuny w kościele zrobili kino. Kościoła, oczywiście, tam nie było.
Najsłynniejszy budynek Zamościa, czyli ratusz.
Kościół Św. Katarzyny. Ruszyło mnie, że na każdej ławce leży Biblia.
Koń Jana Zamojskiego. Na pomniku.
Łabuńka, czyli rzeczka z potencjałem.
Cytadela. Mama za szkolnych czasów pomagała ją odbudować.
A to dom, w którym urodził się niejaki Grechuta. Marek.
Zauroczyły mnie zamojskie podwórka. Ukryte na tyłach kamienic, które od strony uliczki ciasno przylegają jedna do drugiej. A za nimi zielone raje.
Z uliczki widać tylko tyle:
Podcienia.
Co za niesamowicie piękny kościół!
OdpowiedzUsuńPolecam Zamość do odwiedzenia :)
UsuńTak to ufam jeszcze przede mna.
OdpowiedzUsuń:) można spać w Zamościu, można i w Lublinie. Z Lbl do Zamościa jest jakaś godzinka samochodem.
Usuń