wtorek, 26 lipca 2022

ciężko mi się mieszka

 z mamą, ale chwilowo do siebie wrócić nie mogę... I tak zaczęłam znowu brać prochy na alergię, bo od chemii wszechczyszczącej mam oczy jak królik. Od czasu do czasu kąpię się u siebie (łazienka jest koszmarnie mała, gdybym ja była trochę większa, byłby problem - i tak non stop się o coś obtłukuję, muszę się przyzwyczaić, gdzie nie wolno machać, a w zasadzie to nigdzie nie wolno), dziś zrobiłam pierwsze pranie. No i sprzątam. W bolesnym doświadczeniu, że jak czegoś nie zrobię do obiadu, to po obiedzie na pewno nie będę mieć siły. 

Nie wiem, chyba jestem ostatnim betonowym zgredem na świecie, który wiórkuje parkiet prawdziwymi wiórkami, nie żadną tam emulsją... ostatnia zachowana z PRLu paczka wiórków, którą tym razem wykończę. Moi spadkobiercy i tak wyrzucą parkiet, położą plastikowe panele. 

Dalej rozpaczliwie szukam kogoś, kto zabuduje mi przedpokój na wymiar. Na razie z kim nie rozmawiam, to nie chce. Przedpokój krzywy, zakrętów dużo, kombinować, przycinać, takie tam - komu by się chciało. 

Przy paznokciu zrobiła się kieszonka - z czasem się zarośnie, tak jak kieszonki przyzębowe, kto miał, to wie. Trzeba tylko pilnować, żeby było czyste, nie zaropiało i takie tam.

Kolejna bardzo trudna pompejanka w toku. Za człowieka, który naprawdę nic złego nie zrobił. Najwyżej jęzorem pochlapał, jeśli to on. 

25 lipca 320
26 lipca 321

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz