summer bucket list

summer bucket list

wtorek, 14 stycznia 2025

jedyny w miarę mroźny dzień

 głównie wtedy, kiedy akurat byłam w pracy - ale po powrocie było jeszcze z minus pół stopnia, więc - z perspektywą kolejnych tygodni powyżej zera - rzuciłam się na rozmnaża... eee... rozmrażanie lodówki. :) 




Całe żarcie wylądowało na balkonie, przykryte moją starą kurtką, żeby za szybko się nie zaciepliło. Lodówka wylała z siebie jakąś zupełnie irracjonalnie wielką ilość wody, której wytarcie i wysuszenie lodówki zabrało mi całe popołudnie. Teraz sprzęt się chłodzi, a żarcie ciągle zalega balkon. Zaraz wróci do lodówy, a ja - skończywszy akurat przygotowanie jutrzejszych lekcji i sprawdzanie klasówek - może koło 22.00 zacznę wieczorną modlitwę. I raczej nie wyrobię się przed północkiem.

1083.

poniedziałek, 13 stycznia 2025

imitacja zimy

 o poranku trochę ruchu przy karmniku, potem już nie, chyba za ciepło się zrobiło. 



Śniegu resztki. Ale dzieciaki dzielnie na sankach jeździć próbowały.





W międzyczasie chyba wspinam się na (zaśnieżone) szczyty samoanalizy :P, stwierdziwszy, iż uwieeeelbiam, jak podczas czytania jakiejś ulubionej książki (typu Podróż Wędrowca do Świtu) mam przed sobą jeszcze dużo, dużo, bardzo dużo kartek. To gwarantuje, że ulubiona opowieść nie skończy się za szybko. :) BTW: tego nie lubię w Ostatniej bitwie z cyklu o Narnii - od połowy książki mam poczucie, że to już końcówka :P.

Łotewer, dziś rano, zaczynając trzeci tom brewiarza, weszłam w doświadczenie, że przede mną jeszcze spokojny kawałek tej Opowieści. :) I to było, nie powiem, miłe. Albowiem obawiam się, że obecnie moim największym problemem życiowym jest permanentny brak czasu.  Po pierwsze, wszystko zajmuje mi więcej czasu niż jeszcze parę lat temu. Jakby świat zaczął ruszać się szybciej, podczas gdy ja zostałam przy swoim zwykłym tempie. Po drugie, ilość obowiązków, zadań, rzeczy do zrobienia i takich tam rozkoszy jakoś wcale nie chce mi się zmniejszyć. Po trzecie, zupełnie nie wiem czemu, ale jakoś sam mi się kurczy czas na przyjemności, odpoczynek, rozrywkę, a nawet na sen. Zwyczajnie po wykonaniu wszystkiego, co trzeba, zauważam, że właśnie kończy się kolejna doba. :P

Ledwie wyskrobałam wczoraj te półtorej godzinki na wieczornoniedzielny seansik Ekspresu Polarnego. W ramach zakończenia czasu Bożego Narodzenia. I nie, to nie jest mój ulubiony świąteczny film. Grafika jest dla mnie za twarda, za plastikowa. W fabule zbyt dużo epizodów rodem ze starych zręcznościowych komputerowych gierek: wceluj pociągiem pędzącym po lodzie w przełęcz między górami albo przeprowadź swoją postać po oblodzonym wiadukcie z dziurami :), o skakaniu po dachach pociągowych wagonów nie wspomnę. 

A w ogóle to piszę tyle, ponieważ w tle leci mi jakieś szkolenie o AI  - już druga sesja z pięciu. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Państwo Prowadzący nie bardzo mogą się zdecydować, do kogo mówią. I najczęściej tak w połowie szkolenia zakładają, że uczestnicy zapewne pierwszy raz słyszą o sztucznej inteligencji, i szczytem ich osiągnięć po ukończeniu szkolenia będzie zadanie jakiegoś nie do końca sensownego pytania czatowi GPT. Dużo, za dużo w tym wszystkim jakiegoś dziwacznego bełkotu o zmieniającym się świecie, treściach i metodach nauczania, jak gdyby usiłowali się tłumaczyć, dlaczego robią nam pięć godzin szkolenia o AI właśnie. 

I tak mi się kojarzy omawianie Roku Jubileuszowego w przeróżnych tekstach i artykułach mądrych ludzi, jakie ostatnio czytam. Dużą ich część zajmuje tłumaczenie się, dlaczego i po co nam toto w ogóle. A na koniec i tak sprowadzają wszystko do "idź do spowiedzi i komunii w tym roku", czyli do poziomu absolutnie podstawowego. 

1082.

niedziela, 12 stycznia 2025

poprószyło

 


i to są zapewne resztki śnieżyc, które gdzieś tam może i są. U nas trochę śniegu na trawie, co większa trawa ze śniegu wystaje. Na chodnikach i jezdniach woda. Na termometrach cały czas trochę powyżej zera. Co spada, to się topi.




Ot, i tyle śniegu u nas, no.

Z ciekawych rzeczy (cóż może być ciekawszego od pracy, hę? /sarkazm) to odkryłam dziś różnicę między kredkami akwarelowymi a zwykłymi. Wolę akwarelowe, miększe są. 

Pijąc dziś poranną (pyszną) kawę - o, pytanie mam. Czy z ekspresu powinna iść para, czy za dużo kawy sypię? Bo jak nasypię więcej, kawa jest lepsza, ale jak się leje, to trochę intensywnie paruje z tych lejków. Jak nasypię mniej kawy, to nie paruje i kawa jest gorsza. Kawę wolałabym lepszą, ale nie wiem, czy nie rozgracę mumaka, jak go tak będę do jasnej pary doprowadzać?)

A zatem - pijąc dziś poranną (pyszną) kawę o aromacie przypraw korzennych pomyślałam, że jeśli w Niebie będzie mi brakować czegokolwiek z ziemi, to właśnie takiej kawy. I natychmiast stwierdziłam, że stawiam logikę do góry nogami. Powinnam raczej zastanawiać się, jak dobrą kawę będziemy Razem pili w Niebie i jak nieskończenie wiele ogrooooomnych filiżanek tej kawy Tam na mnie czeka. 

Bez obawy rozgracenia mumaka, bo w Niebie mumaki też chyba nieśmiertelne są?

A tymczasem łikend się dość nagle i niespodziewanie skończył, i jutro znowu trzeba do roboty. 

1081.

sobota, 11 stycznia 2025

doba jest stanowczo za krótka

 i ledwie zdążam jako tako obrobić się z rzeczami bieżącymi. O nadrabianiu zaległości mowy nie ma.

Dziś leciutko przyprószyło śniegiem



mniej więcej tyle, co żabie po kostki. Do tego temperatury ciągle na lekkim plusie, więc obecnie mam taki widok za oknem:



Zapowiadali śnieżyce i mrozy, tia.

W końcu zrobiłam korzenną przyprawę do kawy - z kardamonu, cynamonu, imbiru, goździków, gałki muszkatołowej i anyżu, z dodatkiem jednej torebki cukru z wanilią na całe pół słoiczka. Coś niemal jak przyprawa do pierników. Kawa jest mega.


W temacie pralki mamy to ciągle nie ma decyzji, czy kupujemy drugą, czy pierzemy u mnie. 

I dziś mi się chyba nic nie zepsuło?

1080.

czwartek, 9 stycznia 2025

jedynie słuszna

 ilość kawy, zwłaszcza o poranku:


Dla porównania ze standardową filiżanką, wcale nie do espresso:


i z wielkością mumaka:


W zasadzie gdyby  była ciut większa, nie zmieściłaby się już pod filtr. A ja po wypiciu taaakiej kaawy wreszcie czuję się napita.


Strrrrasznie mi się podoba, a jaka praktyczna!

Przy okazji wykonałam kolejne zadanie:


Szczerze? Jak kopiowałam zadania do tego czelendża, to skreśliłam od razu, stwierdzając, że ani jednego kubka więcej nie potrzebuję. No ale pojawił się mumak. 


Czarna seria w toku. Dziś mamie wysiadła pralka. 


Poza tym ciężko i wytrwale pracuję, a słysząc o kolejnych pomysłach PT Pani Ministry i PT Pana Kuratora (co jeden to lepszy), coraz bardziej się cieszę, że będę mogła odejść na emeryturę i zapomnieć o tym cyrku. 

1078.

środa, 8 stycznia 2025

nieodmiennie


ciągle ta sama ulubiona. Może dlatego, że mój świat stoi na przekonaniu o wierności Boga.


W ramach czarnej serii rozjechała mi się totalnie bateria w szkolnym laptopie, trzyma jakąś godzinę-dwie (do świąt nie było większego problemu z sześcioma). No nic, widać i laptop wybiera się już na emeryturę. O głupotach typu mazak do białej tablicy totalnie wypisany po miesiącu (w tym, oczywiście, święta) - nawet szkoda gadać. Dzwoniłam do hydraulika, akurat jest na urlopie, wróci w lutym. Jak się da to, poczekam, bo dobry.

Piórnik do szkoły też mi sią aktualnie rozgracił, więc zakupiłam se tanim kosztem takie coś:



To płaski nadruk na tworzywie udającym płótno - i zamierzam poćwiczyć na nim swoje zdolności retuszowe. A w środku zamierzam zrobić kieszeń. 

Chyba marzę o wiośnie, ot co. Za oknem plucha, ciemno, zimno. 


PrzyszedłByś.

1077.

wtorek, 7 stycznia 2025

Trzech króli,

 





sikorek jeszcze więcej 





i straszliwe zmęczenie po pierwszym dniu pracy i przyległościach. Aparaty słuchowe mamy wylądowały w jakimś specjalistycznym sprzęcie do suszenia w firmie audioterapeutycznej, jutro zobaczymy, czy to coś dało. Mi dla odmiany przecieka syfon od kabiny prysznicowej i na powitanie nowego roku muszę znaleźć hydraulika, który mi kabinę rozłoży, zmieni syfon i kabinę złoży z powrotem. Dziś miałam sześć godzin, na czwartej padła mi kompletnie bateria od laptopa, dwie ostatnie prowadziłam na żywca, jak się uda. W domu próbowałam skserować klasówki na jutro, okazało się, że drukarka ma zatkane dysze - więc mozolnie odszukałam, jak te dysze przeczyścić i dwukrotnie przeprowadziłam czyszczenie, zanim udało mi się klasówki poprawnie skserować. Do tej czarnej serii psucia się po kolei wszystkiego - wstawanie w środku nocy :P, depresyjna pogoda, hormony, które wszystko we mnie od środka gotują, termoregulacyjnie i histerycznie :P - i mam ogromną ochotę położyć się i umrzeć, byleby tylko nie musieć wstawać. :P 

Na szkolnym laptopie instaluje się właśnie ten  nowy łindołs 24 cośtam, przeczuwam najgorsze.

1076.