summer bucket list

summer bucket list

poniedziałek, 10 lutego 2025

a Miałeś

 zorganizować hydraulika, no. W końcu innego faceta w Naszym domu nie ma. A baba z fachowcem rady nie da, Wiesz. I co? 

I dalej łazienki nie mam. Nie Mamy, Tyle, że Ty nie Potrzebujesz łazienek. Chyba. Raczej. 

A ja potrzebuję, Wiesz? OK, miliony Twoich bab na przestrzeni historii całe życie albo nie myło się wcale, albo wystarczała im miska i dzbanek z wodą. :P To może nie Uważasz, że ja potrzebuję więcej, no. 

Tak czy siak, ja już mam dość wydzwaniania do fachowców i wysłuchiwania, że oddzwonią, że przyjdą w środę, czwartek, za tydzień, za miesiąc, za ruski rok albo na greckie kalendy. 

Może jutro będę mieć ciut więcej czasu.

1110.


sobota, 8 lutego 2025

napuszone

 





jak okrągłe pomponiki. Jest parę stopni na minusie, śniegu nie ma.
Przy kukurydzy pojawiły się kosy.





Nie wiedziałam, że jedzą kukurydzę.

W domu zaczynają kwitnąć lutniki. :)



Lutnik z Gliwic też napuszony, a jakże:


:)))

Marzę o zwinięciu się w taką puchatą kulkę, której nikt by nie widział ani nie chciał widzieć.

Kupiłam w aptece jakiś patentowany syrop na mokry kaszel, bo ciągle kaszlę jak szczekający kundel.

1108.

piątek, 7 lutego 2025

chwilami jestem

 tak zmęczona, że nawet płakać nie daję rady.

Dziś do pracy na 8.00, w domu byłam przed 16.00, zapuściłam mamie krople, odgrzałam sobie pierogi i zasiadłam do kolejnej szkolnej roboty. Koło 18.00 zadzwoniła mama, "że czas już zapuszczać jej krople". Czekaj, mówię, ostatnie miałaś o czwartej, to teraz dopiero o ósmej będą, nie bój się, ja przyjdę. No tak. 

Skończyłam robotę, jakoś o 19.40 (to jedenaście godzin pracy dziś?) idę do mamy. Siedzi spanikowana i pyta, czy nie mam czegoś na uspokojenie. No, nie mam - chociaż być może jak tak dalej pójdzie to będę niebawem mieć. A co się stało? 

Bo mama już sobie sama krople do oczu zapuściła, co gorsza, zupełnie nie wie, jakie. :P Bo mama ma trzy rodzaje kropli do oczu. I jedne do nosa. :P Na szczęście tych akurat nie wzięła. 

No na śrubkę w :P nikt na świecie i poza światem nic nie poradzi - westchnęłam cicho. Buteleczki z kroplami do oczu znalazłam powtykane w nieswoje pudełka (znaczy inna nazwa na pudełku, inna na buteleczce). Uporządkowałam, pocieszyłam, uspokoiłam, przyniosłam pościel, życzyłam dobrej nocy, poszłam do siebie. Siadłam do kolacji.

Nie zdążyłam dogryźć bułki, kiedy w drzwiowym zamku zazgrzytał klucz. Co się znowu urodziło? - pytam. Bo ktoś do mnie dzwonił. Więc znowu idę do mamy, sprawdzam. Numer nieznany. Nie wiem, kto do ciebie dzwonił, może jakaś durna reklama. Acha. 

No i tak w kółko jest. Pierdoły, tyle że nieustannie jedna za drugą. I siadam potem w takiej kuchni nad nadgryzioną bułką, i nie mam siły ani ochoty jej dogryzać.

I zwyczajnie nie chce mi się wpuszczać nikogo do tego mojego za** świata. Zamknęłabym się w sobie :P i nie odzywała, żeby nikt tego nie widział, nie brał w tym udziału, nie próbował ani mi pomóc, ani mnie z tego wyrwać, po prostu dajcie mi wszyscy raz święty spokój. 

Mniej więcej tak się teraz czuję, no. Przepraszam. 

1107.

środa, 5 lutego 2025

poobijałam palce

 ale regał przywlokłam, złożyłam i ustawiłam. Sama. Chociaż nie jest to zdecydowanie robota dla jednej osoby, najmniej dla jednej baby.




tym sposobem mam w końcu miejsce na kuchennym stole. Przy chwili (która pewnie zdarzy się za półtora roku) zakryję regał łańcuszkami z koralików łzawicy, żeby nie było widać tego bałaganu. Mama, oczywiście, orzekła, że brzydki jest. No, pewnie jest.

Gołąb chyba chciał przejść przez szybę, żeby zobaczyć nową wersję kuchni z bliska.


Szyba nie puściła, gołąb cały.

Poza tym doba cały czas jest za krótka. 

1105.

wtorek, 4 lutego 2025

witaj, wiosno

 

W międzyblokowych ogródeczkach zakwitły ranniki.



Na dolnym zdjęciu widać też jakiegoś marnego ciemiernika.

Ja tymczasem wracam do pracy. Mozolnie, boleśnie :P, z wielkim trudem. Ponadto dziś był dzień megazakupów, bo wyczyszczona w czasie choroby lodówka domagała się dość dobitnie napełnienia. Miałam jeszcze załatwić dofinansowanie pieluch dla mamy, ale okazało się, że polska miłość do papirów wymaga ponownego dostarczenia orzeczenia o niepełnosprawności, chociaż ten sam papir przynosiłam im jakieś 2-3 miesiące temu ostatnio i nic się nie zmieniło. Po prostu uwielllbiam to.

1104.

niedziela, 2 lutego 2025

jeszcze dwa

 



Dziś za oknem zameldował się dzięcioł i kos. 

Święto Matki Boskiej Gromnicznej w tym roku przeżywałam zza szyby, ale gromnicę, i owszem, zapaliłam.



A od jutra trzeba podjąć na nowo całe życie i już się boję, szczególnie że właśnie spadł śnieg - nie na tyle, żeby zrobić zimę, ale wystarczająco, żeby narobić błota pod nogami. A jutro muszę iść z mamą do szpitala na pobyt jednodniowy. W dodatku może być ciekawie, bo na skierowaniu mam godzinę 8.00, a na smsie potwierdzającym z wczoraj godzinę 10.00. I obawiam się, że jutro na własnym tyłku sprawdzę, kto się pomylił.

A dziś - z wielką ostrością do mnie dociera, że to nie moje święto, tylko Jego. I pytam, czy nie Żałuje - bo w końcu to ja w tym wszystkim zrobiłam dobrą partię :P, a On nie. 

I nie wiem. 

1102.

sobota, 1 lutego 2025

kilka ptasich portretów

 Te zrobiła pułapka:








A te zrobiłam ręcznie:










Zdjęcia, oczywiście, zza szyby, bo jeszcze nie wychodzę - ani dziś, ani jutro. Spróbuję w poniedziałek, we wtorek powinnam wracać do roboty... jest mi bez niej tak doooobrze :P, że ciężko mi się zrzec myśli, że to już emerytura :P. 

Tymczasem do emerytury najbidniej półtora roku jeszcze (a zdrowie, niestety, coraz marniejsze). I tymczasem kończy się kościelny tydzień biblijny. Uczciłam go przeczytaniem kilku żarliwych internetowych artykułów. I zdumiewam się, bo najwyraźniej większość piszących o Biblii z góry zakłada, że czytelnik Biblii nie czyta. Zdania typu: gdzie jest twoje Pismo święte? Czy stoi zakurzone na półce? Dlaczego boisz się czytać Biblię? Przypominają mi słyszane z ambony "jakbym teraz zapytał, o czym była ewangelia dziś, to nikt by nie wiedział". :P Holahola. (Hehe, raz na mszy dla niewielkiej wspólnoty na takie dictum Adancia podeszła do  mikrofonu i zdumionemu celebransowi z pamięci radośnie wyrecytowała całość dzisiejszej ewangelii. Zatkało).

A gdyby tak założyć, że ludzie w kościele jednak słuchają Słowa, a czytelnicy żarliwych artykułów na katolickich stronkach jednak nie boją się czytać Biblii i nie muszą wydobywać jej spod warstwy kurzu na półce? Tylko o czym wtedy grzmieć, prawda? :P

To, że mój blog jest głównie o ornitologii i rękodziele,  nie wyklucza faktu, że moja Biblia jest w obrotach dwa razy dziennie każdego dnia. Nie licząc czytań zawartych w brewiarzu i liturgii mszalnej. Nie czuję potrzeby, żeby o tym codziennie światu opowiadać. Jeśli nie widać tego w moim normalnym życiu, to opowiadanie nic nie zmieni ani nie doda. 

Tak samo jest zresztą z życiem w konsekracji. Dziś u mamy w jedynie słusznym radiu ktoś biadolił, jak strasznie siostry zakonne są obrażane na ulicy. Nigdy nie byłam świadkiem takiej sytuacji, może się zdarzają, ok. Inna sprawa, że moja definicja bycia obrażaną może się różnić od definicji funkcjonującej wśród sióstr zakonnych. Kiedyś jedna jęczała, że jest strasznie prześladowana, ale kiedy poprosiłam o opisanie jednej sytuacji prześladowania, zamknęła usteczka i nie odpowiedziałam mi do dziś. No, bo jak nie będziemy narzekać i biadolić, to o czym w zasadzie mamy mówić (czy pisać), nie? Prześladują nas. Nie czytają Biblii. Dobry, chwytliwy temat. Można pogrzmieć do woli.

Tylko czy na pewno o to chodzi?

1101.