i Pan Kafelek obiecuje, że do końca tygodnia remont w zasadzie się też skończy. Może to i prawda...
Na razie znowu mam sto światów z mamą, bo jak najpierw jęczała, że źle zrobił podłogę, bo żadnego spływu nie ma, tak teraz jęczy, że podłoga krzywa i kolory płytek nie są identyczne. No nie są, bo spływ masz i cienie są. A w pokoju podłoga ma jeden kolor - jęczy (wiecznie) niezadowolona matuś. No, bo w pokoju jest równa i spływu nie ma - i wcale nie jestem pewna, czy zrozumiała.
Swoją drogą, może i miło pomyśleć, że nie tylko ze mnie matuś jest niezadowolona.
Tymczasem rzygając remontem uciekłam na ogród. Przekopałam pierwsze pół grządki, sprzątnęłam trochę patyków, przesadziłam ogromną kępę oregano, które zawaliło mi pół ziołownika - i na więcej nie starczyło siły.
Aktualnie szaleją krokusy. Drugie już, bo te pierwsze zdechły od przymrozków.
Jedną z budek zainteresowała się modraszka, ale nie wiem, na ile poważnie.
A w barwinku kwitną przylaszczki.
Tak wiem, Straszny De by powiedział, że jeśli mama jest ze mnie niezadowolona, to na pewno ma przynajmniej jeden dobry powód. A bardzo prawdopodobne, że ma wiele słusznych powodów.
A kiedyś dawno, dawno, z milion lat temu, jeden jedyny raz w życiu zbierałam dzikie przylaszczki z lasu. Były ich całe łany. To było u babci pod Chełmem, przy wschodniej granicy. Poszliśmy wtedy z Jurkiem do sosnowego lasku na skraju wsi - i wróciliśmy z bukietami przylaszczek. Myślę, że to było w zupełnie innym świecie niż ten, w którym teraz jestem.
A krokusy kupowałam w malutkich glinianych (sic) doniczkach i dawałam wszystkim rodzinnym babciom, ciotkom i mamie na dzień kobiet. Nie pamiętam, czy brat i tata coś komukolwiek dawali, może tak? W każdym razie po przekwitnięciu te krokusy lądowały w babcinym ogródku i czasem potem jeszcze kwitły, ale nigdy nie były tak piękne jak tegoroczne moje. Pewnie ten milion lat temu były gorsze odmiany krokusów.
I to nawet nie tak, że tęsknię do tamtego świata milion lat temu - podobnie jak nie marzę, że kiedyś tu będę miała jakiś dom z kawałkiem ogrodu. Tamten świat poza krótkimi epizodami był tak samo do niczego jak ten tutaj, a dom, ogród i może nawet miłość znajdę przed sobą, nie za sobą czy koło siebie. Przed sobą, gdzieś po Tamtej Stronie świata.
A do wytrzymania mam już tylko cztery koszmarne dni w tym tygodniu.
1154.