środa, 20 listopada 2024

oto moja suszarka

 



Musiała być malutka, żeby mieściła się w mikrokabinie prysznicowej. No i się mieści.

Poza tym zakwitł biały listopadek.






Zdumiewa mnie, jak świat? ludzie? ucieka/ją przed szarzyzną i zimnem tych dni. Już na wystawach sklepowych choinki, już w oknach świąteczne światła.



BTW: na pierwszym planie gniazdo po srokach. :)

Tymczasem ta szarzyzna jest fascynująca. Chociaż faktycznie zimna i mało komfortowa.


I dziwię się, bo z jednej strony dzisiejszy świat ceni doświadczenia i lubi doświadczać różnych, niekoniecznie obiektywnie przyjemnych, rzeczy (byleby wiązały się z adrenaliną) - a z drugiej ucieka przed doświadczeniem szarej, ciemnej, zimnej i mokrej jesieni. 

A to przecież tylko kolejne doświadczenia, przez które można (i trzeba, i warto) przechodzić. 

1028.

wtorek, 19 listopada 2024

z zewnątrz

 gotowe:





Wydaje mi się, że dość sympatyczna komódka :).


Za oknem aktualnie wieje i pada, ale rano było nawet ładnie.



Zajmuję się głównie pracą i spaniem. Za tydzień minie jedna trzecia roku szkolnego.

1027.

niedziela, 17 listopada 2024

będzie się zmieniać pogoda

 bo boli mnie łeb i łamie w kościach - jako stara baba przed, daj Boże, emeryturą mam prawo być chodzącym barometrem. Mam nadzieję.

Z powodu nieustającego kaszlu nie dotarłam dziś do spowiedzi. Kaszel najgorszy rano, potem - po lekach i po przetkaniu wszelkich rur i kanałów - trochę mija. 

Ubrałam się cieplutko i wyszłam na niewielki spacer, na jabłka koło ZDUNGu. Jabłka leżą pod drzewami i gniją, ale można się najeść. :) 






Latają całe stada trznadli i szczygłów.




Niestety, dzień bardzo ciemny i zdjęcia wyszły jak wyszły. 

Łabędzie wiosłują czarnymi łapami. Synchronicznie.






1025. Koronacja Chrobrego. :)

sobota, 16 listopada 2024

prawie ostatnie ogrodowe prace

 czyli realizuję się ogrodniczo po chorobie w końcu. 


Jeszcze parę rzeczy kwitnie. Marcinki w tym roku zasłużyły na swoją nazwę. Kwitły na świętego Marcina jak złoto. A w zasadzie jak hm ametyst. Chyba.



W niemal tym samym kolorze zakwitł fiołek.



Chryzantemki dopiero zaczynają.




Ciemierniki kwitną niezmiennie przez większą część roku.



Powycinałam przekwitłe chabazie, głównie zmarznięte aksamitki. I zupełnie nie mogę się przestawić na dwudniowy łikend - po dwóch trzydniowych po kolei. :P

Zamówiłam dzieciakom jakieś zestawy kreatywne do malowania, wycinania i przyklejania - już z myślą o świętach. Sama przeżywam wzmożoną falę kreatywności :)))  - kupiłam dwie skórki na szkolnego laptopa, bo bardzo już odrapany i obdarty był -  okazało się, że przy odrobinie kreatywności wystarczyła jedna, bo laptopik malutki



a druga naklejka - za mała na domowy wielki laptop - skończyła jako kolaż przyklawiaturowy, ot tak, żeby weselej było pracować. I pisać blogi.


Bardzo potrzebowałam w jesiennej szarości chociaż trochę kolorów.

1024.

piątek, 15 listopada 2024

listopadki

 właśnie dlatego nazywają się w mojej rodzinie listopadkami, że zaczynają kwitnąć w listopadzie. Proszę bardzo:


Na razie zakwitły dwa: ciemny róż i jasna czerwień. Kilka następnych ma pączki.





Łaziłam dziś po sklepach w poszukiwaniu żółtego listopadka, ale były tylko białe i różne odcienie czerwieni. Za to zlitowałam się nad ledwie żywą sansewierią, którą nabyłam, przesadziłam i zamierzam odratować. Pokażę, jak zacznie żyć.

A zabrzanin zakwitł chyba dla towarzystwa.


1023.

czwartek, 14 listopada 2024

jakże jestem zmęczona

 i naprawdę najchętniej poszłabym już spać. 

Ciągle kaszlę, ale poza tym czuję się coraz zdrowiej (co nie znaczy, że zdrowo :P). Powolutku próbuję dawać radę. Mozolnie odbudowuję biorównowagę organizmu po antybiotyku - czuję to wyjałowienie nie tylko w układzie pokarmowym. Chciałabym więcej być na powietrzu, ale ziąb straszliwy, popaduje śnieżek (do ziemi ciągle nie dociera). Kupuję bakalie na świąteczne ciasta i składniki do przyprawy pierniczkowej, myślę o prezentach mikołajkowych i świątecznych - powoli. I właśnie skonstatowałam, że dziś czternasty i do jutra mam opłaty wszelakie. Okej...

Kupiłam też kalendarz ścienny na przyszły rok i za parę groszy nabyłam dwa dość ładne notatniki:


Ten pierwszy jest luźno oparty na motywach z Małego księcia


ale mi bardziej kojarzy się z jesiennym wanderlust - w przestrzeni i w czasie, a w czasie to raczej do tyłu. Może będę w nim zapisywać jesienne wspomnienia - kiedyś. Ten drugi nadaje się wyłącznie do zapisywania pięknych rzeczy. Jest w stylu chińsko-japońsko-koreańsko-... hm, w stylu dla mnie ogólnoazjatyckim


i w tle ma japońskie malunki i czasami jakieś pseudopismo, którego gugle nie kojarzą z żadnym językiem, ale wygląda wystarczająco egzotycznie i wystarczająco ładnie. Ten kojarzy mi się z wiosną i może nawet z drogą do przodu :P. 

Nie wiem, może kiedyś znajdę dość sił, czasu i weny, żeby jakoś je zapełnić. Zobaczymy. Na pewno nie są to zeszyty do mazania o byle czym. 

Tymczasem fotopułapka - trochę biedna, bo niedoświetlona, a ona solarna jest - nie próżnuje. 













Jak widać, ruch w interesie zachowany. :) Czasem wpadają kawki albo gołębie, ale wiele nie dają rady zdziałać i odlatują. Za parę dni planuję powiesić w karmniku kolbę kukurydzy i zobaczymy, co przyleci.

Dziś spotkałam stadko przelotnych kwiczołów obżerających blokowiskową jarzębinę. No chyba idzie ta zima jednak.

1022.