Kapturkę, czyli pokrzewkę czarnogłową.
(i na miarę możliwości ograniczając złośliwość :P)
a im chyba nie.
Czerwczyki, psiakość.
przeczytali jakąś przedziwną kombinację czytań, na pewno nie z dzisiejszego dnia. A kazanie było o modlitwie arcykapłańskiej Chrystusa. Dla mnie ta modlitwa jest archetypem modlitwy niewysłuchanej...
Jestem wypluta, nie starcza mi doby na nic, śpię po pięć godzin, marzę o emeryturze - a życie i szeroko pojęta szkoła robią wszystko, żeby mnie do końca przekonać, że naprawdę chcę odejść na emeryturę i to już, choćbym miała nie tylko grosza nie dostać, ale nawet ZUSowi dopłacać. :P
Kiedyś opiszę dzisiejszy spacer, ale na pewno nie dziś. Spotkałam łyskę z łysiątkiem.
I doszłam do wniosku, że przy tej pogodzie tęczę muszę wyprodukować sama, o ile chcę ją na spacerze spotkać:
Tym sposobem przechodzę do czelendża letniego i już widzę, że kilka zadań mam za sobą, ale o tym jutro.
1234.
więcej nic. Sprzedajcie mnie na części zamienne, wyślijcie w kosmos albo co.
1232.
kazanie, czelendż i takie tam, no.
Czuwanie przez Zesłaniem Ducha Świętego upłynęło mi dość hm burzliwie.
Straszny De na kazaniu usiłował nas przekonać, że gdyby nie było Ducha Świętego, nic by to w naszym życiu i tak nie zmieniło. Jakoś tak mi to zabrzmiało jak "i tak nikt nie słuchał, co było w ewangelii", w domyśle: macie w d ewangelię, spłoniecie w piekle amen. A argument, że w śpiewniku religijnym, który znajduje się w posiadaniu Strasznego De, jest tylko 7 pieśni do Ducha Świętego - jakoś słabo mnie przekonał. Widać stary śpiewnik, sprzed rozruszania się Odnowy jeszcze... BTW ten sam śpiewnik miał zawierać 27 kolęd. Tylko? Zaprawdę, marny to śpiewnik.
Abstrahując od liturgii, wracając do zapowiedzianego wczoraj kanapkowania:
Przepis jak przepis, pomysł na motylkowe wiosenne kanapki był dla mnie zupełnie nowy i genialny w swej prostocie.
Pasta z dowolnego twarożku z dużą ilością świeżego koperku
Z innych zadań czelendżowych: